DOTYK

Stuk, stuk…gul, gul…puk, puk, brzdęk, plusk…Nareszcie! Teraz tylko trzeba je kochać. Na piersi pielęgniarka położyła jej różową, śliską kuleczkę, jeszcze ciepłą i mokrą, ale już jej. Teraz tak się robi. Przez pierwszy dotyk dziecko nawiązuje wieź z matką. Tak powiedzieli. Ilona wie od swojej matki, że dawniej było inaczej. Niemowlę zabierano zaraz po porodzie, nie wiadomo gdzie, na jak długo… Leżało tam gdzieś miedzy innymi dziećmi z czerwonymi od płaczu, pomarszczonymi buźkami, wystającymi z czapeczek i powijaków. Matki dostawały je tylko do karmienia. Wtedy przez chwilę mogły się nacieszyć, nagłaskać, nacałować.

Teraz Ilona córeczkę mogła przytulać, kiedy tylko jej przyszła ochota. Mała Justynka, bo tak postanowiła ją nazwać, leżała tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Po szpitalu chodził taki dowcip – Chce pani, żeby ojciec dziecka był obecny przy porodzie? – Nie, wystarczy, że mój mąż będzie. Ilona rodziła sama. Chłopak zostawił ją, kiedy dowiedział się o ciąży, wyjechał do Australii i ślad po nim zaginął. Zostały same. Damy sobie radę – mówiła Ilona, żeby tylko zdrowie dopisało. Ale zdrowie miało niestety całkiem inne plany. Już na początku przedszkola, zaniepokojona zdaniem wychowawczyni, zabrała Justynkę na badania. Dziecko nie chciało się bawić z innymi, nie umiało się dzielić zabawkami, wpadało w histerie, gdy trzeba je było przebrać. Ilonie wielokrotnie było przykro, gdy mała nie pozwalała się przytulić, pocałować, nazywała ją nawet Panna Niedotykalska. Przy każdej próbie kontaktu, jeszcze jako niemowlę, prężyła się i odpychała matkę. Ona tak ma, Ilona sama się uspokajała, w duchu licząc, że to wszystko minie. Ale często jej było smutno. Tym bardziej, że sama nie miała nikogo bliskiego. Tak bardzo chciała przytulać to maleństwo, huśtać i nosić. Na czułości pozwalała sobie tylko, kiedy mała zasnęła. Kradzione przytulasy – cały dzień na nie czekała. Lekarze tylko potwierdzili to, co ona przeczuwała już dawno; spektrum autyzmu. Oj, ciężko ci będzie na świecie córeczko, zamartwiała się Ilona, biegając po psychologach i psychiatrach, a wszyscy oni rozkładali ręce. W szkole, jednej i drugiej Justynka była odludkiem. Nie zawierała przyjaźni, nie miała koleżanek a na wszelkie przejawy zainteresowania reagowała paniką. Panna Niedotykalska przylgnęło do niej na stałe. Była ładna i chłopcy chętnie poznali by ją bliżej, ale szybko zrażali się jeden po drugim, gdy nie rozumiała żartów, aluzji, dowcipów. Wszystko traktowała wprost i poważnie analizowała. Zakładali się czasem, który ma więcej odwagi, żeby ją objąć i jak szybko będzie musiał uciekać przed wrzaskiem i wyzwiskami. Mogła jakoś znieść chichoty na jej widok, ale dotyku nie mogła. Przerażał ją i bolał. Każde podanie ręki przy powitaniu, było nieznośnym cierpieniem. Justyna okazała się wkrótce wybitnie zdolną uczennicą. W naukach ścisłych szczególnie. Skończyła z wyróżnieniem matematykę i ekonomię. Wyjechała na stypendium do Oxfordu i tam, mieszkając w ciasnym pokoiku przy uczelni, rozwijała karierę naukową. Do Krakowa przyjeżdżała rzadko. Przerażały ją loty, bliskość pasażerów. Ilona tęskniła. Przeszła na emeryturę i żyła już tylko czekając od przyjazdu do przyjazdu Justyny. Na powitalne uściski nigdy nie liczyła, ale żeby ją choćby zobaczyć, nakarmić, porozmawiać. I tak mijały dni i lata. Ktoś mi powiedział, że Ilona jest bardzo chora. Leży na Kopernika i chyba z tego nie wyjdzie. Poszłam do szpitala następnego dnia. Przy łóżku, na zydelku siedziała Justynka. W jednej ręce trzymała gazetę, którą czytała na głos, drugą trzymała rękę Ilony, co pewien czas głaszcząc ją leciutko po policzku.
Ania Okrzesik

Joomla Template - by Joomlage.com