Trzydniowa uczta w teatrze

Dla tych, co nie ulegli presji wakacyjnego wyjazdu Teatr Rozrywki w Chorzowie przygotował w środku lata prawdziwą trzydniową ucztę. W ramach 19. Wakacyjnego Przeglądu Przedstawień zawitał tu Teatr Powszechny z Warszawy z trzema spektaklami. O doborze repertuaru pewnie zdecydowały względy techniczno-organizacyjne, jak konieczność zmiany scenografii i oświetlenia w krótkim czasie, ale jakby przypadkiem przedstawienia, chociaż zupełnie różne, ułożyły się w triadę o wspólnym mianowniku.
Powszechny, „to teatr, który się wtrąca”. Zygmunt Hübner, wieloletni dyrektor, a obecnie patron tak właśnie ukształtował jego profil . Problemy trudne, ważne społecznie, nawet politycznie przenikają do spektakli, aby niepokoić, uświadamiać, uwrażliwiać. Widownia nie może pozostać obojętna.
Wyśmienitą przystawką tej trzydniowej uczty był Juliusz Cezar Williama Shakespeare’a w reżyserii Barbary Wysockiej. W skromnej, ale jakże wymownej scenografii, na którą składa się głównie kaskada pamiętających poprzednią epokę zużytych foteli, jak się późnie dowiedzieliśmy pochodzących ze starego, PRLowskiego kina rozgrywa się sztuka wierna w swej treści pierwowzorowi, ale w sposób nie budzący wątpliwości nawiązująca do „tu i teraz” rodzimej polityki. Nie ma tu kostiumów z epoki, aktorzy ubrani są w garnitury, jakby żywcem wyjęci ze współczesnego parlamentu.

Mord dokonany na osobie uosabiającego okrucieństwo, cynizm i wszystkie cechy rozpasanego, dbającego tylko o własne przyjemności władcy wydaje się zapowiedzią nowego porządku. Spiskowcy jednak nie bardzo wiedzą, co uczynić z odzyskaną wolnością. W okrzyku „No to wolność, swoboda” nie ma radości ani triumfu. Niebawem okazuje się, że twórca przewrotu, Brutus staje się ofiarą rewolucji. Marek Antoniusz, w swej cynicznej strategii aktywizuje dotąd pasywnych gapiów, sprytnie manipuluje. Tu w rolę tłumu zostaje włączona teatralna publiczność. To o nasz głos walczą politycy. W tym zgiełku tracimy zdolność obiektywnej oceny sytuacji . Kaskada foteli chwieje się, aktorzy w akrobatycznych ruchach usiłują jeszcze na niej pozostać, po chwili przypomina tonący okręt. Obok niszczarka dokumentów pracuje pełną parą. Jakiekolwiek złudzenia co do szlachetności intencji autorów przewrotu, natury ludzkiej, polityki, znikają zdominowane cynizmem, potrzebą zawładnięcia za wszelką cenę uczuciami tłumu. Przekaz dodatkowo uwspółcześnia tło muzyczne spektaklu – zaangażowane utwory Kultu, czy Republiki, a na koniec fragment przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego wprowadzającego stan wojenny. Pomieszanie epok, ogólny zgiełk, nienawiść, oskarżenia, żądza odwetu to uniwersalny obraz polityków niezdolnych do należytego sprawowania władzy.

Nazajutrz danie główne, czyli „Klątwa” chorwackiego skandalisty Olivera Frljića na motywach dramatu Wyspiańskiego z 1899 roku. Sztuka budząca skrajne emocje, przez jednych chwalona za wyrazistość przekazu, przez innych znienawidzona za zamach na świętości. I chyba reżyser w pełni osiągnął cel, udało się wywołać skandal, dzięki któremu o spektaklu dyskutują nie tylko krytycy teatralni, ale całe polskie społeczeństwo próbuje wyrazić swoje za lub przeciw. Nie tylko religijność czy antyreligijność odbiorców będą wpływać na stopień aprobaty dla spektaklu, który rozprawia się z hipokryzją kleru i ciemną stroną polskiego katolicyzmu. O cichym przyzwoleniu na pedofilię niektórych księży powiedziano już wiele, ale może trzeba było tak bardzo poruszającego osobistego świadectwa, jakie prezentują aktorzy na scenie, aby obudzić uśpione sumienia ? Agresja, ironia, wulgarność, brutalność i obsceniczność , tak można określić sposób prezentowania problemu przez świetnie grających swe role aktorów. Bądźmy szczerzy, w teatrze, gdzie odświętnie ubrani przyszliśmy wzbogacić swoją wiedzę, intelekt, kulturę osobistą, czy wrażliwość takie formy ekspresji muszą szokować. Ale wracając do codziennej szarości właśnie z chamstwem, brutalnością, prostactwem, w najlepszym razie z hipokryzją spotykamy się coraz częściej. Może oni chcieli przemówić językiem powszednim, aby z teatralnych foteli przenieść nas na chwilę do zwykłej rzeczywistości? Niektóre fragmenty, bardzo kontrowersyjne szczególnie zapadają w pamięć. Obawiam się, że u wielu widzów mogą przyćmić przekaz. Słynne już sceny papieskiego fellatio czy w finale ścięcia krzyża - symbolu wiary katolickiej, szokują, chyba nadmiernie.
Sztuka za każdym razem wywołuje protesty środowisk prawicowych i religijnych. W Chorzowie pod teatrem zebrała się grupa około 150 osób. Były modlitwy, przemawiający ksiądz nazwał widzów spektaklu hołotą, niektórzy protestujący krzyczeli „hańba” i fotografowali wchodzących do teatru. Rozdawali ulotki, gdzie można było przeczytać: „Panie Jezu we krwi Twojej zanurzamy ten teatr, jego mury, podium, scenę.(….) Niech Twoja krew zmyje z niego wszelki brud duchowy”. Protestujący swoje potępienie dla sztuki wyrażali na podstawie obejrzanych w telewizji kilku wyrwanych z kontekstu scen.
Po przedstawieniu odbyło się spotkanie z dyrektorami teatrów Pawła Łysaka z Warszawy i Dariusza Miłkowskiego z Chorzowa oraz z aktorami. Opowiadali o niewyobrażalnej fali hejtu, ale również o wielu dowodach wsparcia. Świadomi odpowiedzialności za to, co mówią i robią na scenie niejednokrotnie wystawiają na ryzyko swoje kariery, a nawet bezpieczeństwo, nawet jeśli już w trakcie spektaklu podkreślają, że teatr jest fikcją, wyraża jedynie artystyczną wizję. Na widowni zabrała głos starsza pani, która ujawniła, że podczas przedstawienia doznała katharsis po tym, jak jako nastolatka była molestowana przez księdza.
„Klątwa”, czyli główne danie mojej uczty było więc wyraziste, o smaku zdecydowanie gorzko-kwaśnym przyprawionym ciężkostrawnym pimentem. Niepowtarzalne wrażenie. Pozostanie smak wyrafinowania – duża klasa aktorów.
Na zasłużony deser zaserwowano sztukę Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reżyserii dyrektora teatru Pawła Łysaka „Kuroń. Pasja według świętego Jacka”. Nie jest to biografia. To raczej wspomnienie orędownika dialogu, który dziś w Polsce nie ma miejsca, zastąpiony ogólnym skłóceniem. Spektakl zaczyna się dyskusją aktorów wmieszanych w publiczność. Polemikę podsumowuje dosadne zdanie: „Wszystko spieprzyliśmy” . Widowisko przenosi się na scenę. Tytułową rolę powierzono młodemu, zupełnie do Jacka niepodobnemu aktorowi, a prawdziwy Kuroń, taki, jakiego pamiętamy, patrzy na niego z ogromnego zdjęcia będącego głównym elementem scenografii. Jest więc Jacek niemym obserwatorem, a młody Oskar Stoczyński raczej odgrywa zapowiedź pełnego zapału kontynuatora idei i postawy lub pilną potrzebę zaistnienia kogoś, kto mógłby tę zapowiedź spełnić. Mamy wspomnienie legendy, zderzenie jego dorobku z dzisiejszymi realiami. Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o brawurowo zagranej podwójnej roli Ewy Skibińskiej. Są to dwie miłości Jacka - Ukochana Ojczyzna, zbrukana, narcystyczna i Rzeczpospolita Gajka , wspierająca, czekająca żona. W zakończeniu spektaklu Kuroń wyznaje, że tęskni za życiem. Chciałby zobaczyć, co słychać u starych przyjaciół – Antka Macierewicza, Karola Modzelewskiego, Adama Michnika, jak potoczyły się kariery Leszka i Jarka Kaczyńskich. Lech Wałęsa już pewnie napisał wspomnienia.

                                                          Jadwiga Zgorzelska

Joomla Template - by Joomlage.com