wiesWspomnienie lata

Krystyna Pieniążek

   Ranek, obfita rosa po kilku krokach wzdłuż miedzy, dokładnie zmoczyła mi spódnicę. Słońce jeszcze nie grzeje jak piec chlebowy, jego ciepła starcza tylko na spijanie rosy z wysokich traw.
Ja pójdę górą, ja pójdę górą, a on doliną …
Wiatr rozwiewa moje włosy i suszy spódnicę. Babka Elżbieta mówi: młodość to jedwabista skóra i rozwiane włosy. Może jeszcze niekończące się marzenia – myślę, i ciekawość.
  Do wsi jeszcze daleko, ale wcale mi nieśpieszno do pracy. Nie lubię wchodzić ludziom do domu w porze śniadania lub odpoczynku po porannym obrządku zwierząt. To krępujące, zaraz gospodyni pyta, co zjem na śniadanie, na patelni już skwierczy słonina, z komory wyciągane są jajka i powiedz tu, żeś po śniadaniu albo, że wolałabyś kawałek białego sera ze strychu. Takiego podsuszonego, co go trzeba długo w ustach trzymać, smakować, a potem już można popić, koniecznie zimnym, mlekiem. Gorące ma za ostry zapach i rozgrzewa, a latem od rana robi to już słońce.

Zresztą po latach okupacji, kiedy koza była jedynym bydlęciem które można było utrzymać, kto by tam pił mleko od krowy. Takie rzadkie; co innego kozie - gęste, aż zawiesiste. Tylko koza musi mieć czysto i sucho koło siebie. Ma taka delikatną skórę na brzuchu, że każdy zapach wciąga, a spod niego to mleko strzyka. I potem nie wiesz, czy mleko pijesz, czy jakąś trawiastą zgniliznę, a może rozbełtane gówienko.
Ja pójdę górą, a dołem droga do wsi prowadzi ..., witajcie kochani, witajcie kochani i bądźcie nam tu radzi. Prowadzi do i ode wsi do miasta.
Parę, wierzb albo osik na dole, a wyżej skąd ja idę, na zboczu ku drodze dywanem rozpostarty łan esparcety. Takiej różowo kwitnącej rośliny motylkowej, co to azot pobiera nie tylko z powietrza ale też z ziemi; chytreńka. Potem jedzą ją krowy i to mleko latem pachnie i smakuje, nie jak gdzie indziej, wiosną dzikie łąki żółte, a mleko gorzkawe.
Esperta, tak na nią na wsi mówią, powinna już być skoszona, ale tutaj też nie myślą jeszcze po nowemu. Czas na wszelkie wiejskie roboty wyznacza przede wszystkim zwyczajowy kalendarz, a nie obserwowanie przyrody, co to raz później, raz wcześniej rośnięcie pogania.
Od wsi dochodzą głosy budzących się ludzi. Wpierw tych najstarszych, potem dopiero przeciągną się leniwie młodsi. A najwcześniej to zniecierpliwione świnki kwiczą o śniadanie. Krowa nie hałasuje, chyba że gospodarz ociąga się z dojeniem a przepełnione mlekiem wymiona ciążą. Wtedy smutnym basem muczy i woła: cielaka, dziecko moje mi zabrałeś, to chodź, weź sobie to mleko, co dla niego było. Tylko jak będziesz mnie dłużej dręczył, to utnę* i z czego potem groszy uzbierasz na wydatki dla wszystkich, rodziny, ziemi i chudoby.
Ale któż to tak raźnym krokiem ku mnie idzie? Ale dołem. Jakiś chłopina. Chudzieńki, wyschnięty, całe sadło mu wypaliły ciężka robota i słońce. W sztuczkowych, lekkich, przewiewnych spodniach, półnagą, sękatą pierś pokrywa tylko strzępkiem białej koszuli z rozwianymi połami. Krok trochę spętany, jak u konia, nocą na pastwisku, ale żwawy. Idzie wygięty trochę ku tyłowi jakby czymś się szczycił, wypinał dumnie. Na twarzy uśmiech; tylko słuchać jak zacznie gwizdać lub podśpiewywać. Zadowolenie na twarzy i duma. Cienkie portki pośrodku kroku podpiera sztywny maszt, zaraz kieszenie się wychylą z portek, by dyskretnie zasłonić to, co tam się dzieje.
Poczułam się jak intruz, kucnęłam, a nuż mnie zobaczy i zrobi ze mnie powiernicę swojej dumy i radości. Zawoła: to dla ciebie dziewczyno w białej chustce na głowie !
Nie, tego nie chcę. Podglądanie, nawet mimowolne, to jednak wstyd.

Po latach przyszło zastanowienie - stary człowiek, a może.  A to był po prostu Hemingway; ten tytuł Stary człowiek i morze.
Tak, walczyć do końca o swoje, ma prawo.


* Nieregularne dojenie zmniejsza produkcję mleka; krowa instynktownie traktuje to jak dorastanie cielaka i zmniejszanie się jego zależności od mleka matki.

Joomla Template - by Joomlage.com