schwartz ch   
  Dżin z tonikiem


Siedziałyśmy z Heleną, moją najlepszą przyjaciółką, na wysokich stołkach barowych i powoli sączyłyśmy podwójny dżin z tonikiem. Lodowe kostki cichutko podzwaniały w kryształowym szkle, a aromat jałowca, cytryny i mięty sprawiał, że każda aromo- i muzykoterapia nie dorastała do pięt tej cudownej mieszance zapachów, dźwięku i procentów.
Już po pierwszej szklaneczce uzdrowiłyśmy służbę zdrowia tak, że NFZ dopłacał każdemu pacjentowi, byle tylko ten raczył udać się do lekarza z najdrobniejszym, niekoniecznie medycznym kłopotem.


Po drugiej szklaneczce, zreformowałyśmy polskie szkolnictwo. W klasach miało być teraz najwyżej dziesiątka dzieciaków, nauczyciele mieli być dobrzy i mądrzy, a ze szkół wychodzili by sami nobliści.
Właśnie barman podał nam trzeciego drinka i zabierałyśmy się do definitywnego rozwiązania sprawy Ukrainy, Putina i reszty świata, kiedy do kluby weszła Ona.
Powłóczystym spojrzeniem omiotła całą salę i spod gęstej firanki starannie wytuszowanych i zapewne sztucznych rzęs, dokładnie otaksowała wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Niczym doświadczony selekcjoner wyłowiła potencjalne ofiary i kocim krokiem podążyła do baru.

- Ty, popatrz na tę małpę – konspiracyjnie szepnęła do mnie Helenka, kobieta o gołębim sercu.
- Faktycznie, małpa. Po co ona tu przylazła? - odpowiedziałam życzliwie.
- Zołza jedna, a jaka wyfiokowana! Pewnie, hi, hi, hi, tą wredną, wypacykowaną buźkę zawdzięcza niejednemu chirurgowi. Helenka życzliwie przypatrywała się nowo przybyłej.
Tymczasem nowa, seksownym ruchem, zsunęła z ramion wyłysiałą etolę ze srebrnych lisów.
Stefanek rzucił się na kolana i zanim futerko dotknęło podłogi, złapał je w powietrzu.
Biorąc pod uwagę, że Stefanek - nasz prawie generał - od lat cierpi na lumbago i bóle w krzyżu, był to wyczyn prawie olimpijski.
- Dziękuję - omdlewający głosem szepnęła małpa. Ależ nie trzeba było, to tylko taka szmatka - zamrugała firanami i nadstawiła upierścienione, grube paluchy do ucałowania.
Ty, popatrz! A to jaszczurka, żmija jedna. Stefanka jej się zachciewa? Mojego Stefanka?!  - Helenka jednym haustem opróżniła szklanicę.
Stefanek od trzydziestu lat był niespełnioną miłością Heleny. I nie miało znaczenia, że kochali się w niej inni. Ot, choćby Henryczek - niedoszły inżynier (niedoszły, bo wprawdzie na egzaminy wyszedł, ale nigdy nie doszedł, wstąpiwszy dla dodania sobie odwagi do baru, bynajmniej nie mlecznego, i zostając w nim do dnia następnego).
Co? Ta wymalowana pokraka? Stefanka? Twojego Stefanka??? Nie daruję! Popamięta mnie! Przecież ona nawet startu nie ma do twojej niebanalnej urody - z każdym słowem coraz bardziej rosła we mnie żądza działania, a może nawet mordu!
Chwyciłam szklankę z dżinem i chlusnęłam w dekolt siedzącej nieopodal wywłoce. Chlup!!! Niestety, trafiłam w naszą „wieczną prawie dziewicę" Irusię. Jak ta rozdarła tą swoją jadaczkę, zupełnie jak gdybym zrobiła to specjalnie. Ty wariatko – wrzeszczała na mnie wydłubując z kudłów kostki lodu – ty... ty... ty zawsze jesteś przeciwko mnie, ty masz czarny charakter!
Co ? Ja?! Ja mam czarny charakter? No, chyba ją porąbało.
Toż ja aniołem jestem ! Mam dla wszystkich niewyczerpane pokłady dobroci i serca.
- Zdzira jedna. Należało jej się. To za mojego Waldusia, który 20 lat temu walca z nią zatańczył w Ciechocinku na dansingu, w czwartek wieczorem. Dobrze to pamiętam. Ze złości aż mnie głowa rozbolała. No jaka szkoda, że tak mało lodu było i że zamiast alkoholu w szklance nie było kwasu albo innego ohydztwa. Zemściłabym się na tej zdrajczyni. Tylko za kogo właściwie ja miałam się mścić? Za Stefanka? Henryczka? Waldusia? No nie wiem.
Tymczasem Helenka zamówiła kolejny podwójny dżin z tonikiem i z zainteresowaniem spojrzała na nienaruszaną wywłokę.
A ona to kto? Spytała, odzyskując na moment zdolność logicznego myślenia.
Ty, popatrz – szturchnęła mnie w bok – oooo, no przyjrzyj się tej lafiryndzie w wyleniałym futerku. Znasz ja? Bo ja chyba gdzieś ją już widziałam.
- Kochaniutki ! zwróciłam się grzecznie do barmana - a ta małpa to kto?
Oj kobitki, kobitki. Koniec rozrabiania i picia na dzisiaj. A teraz załóżcie okulary i przyjrzyjcie się kto tam siedzi.
- O kurczę... Helenka nagle wytrzeźwiała – Siostra przełożona? Jak nas tu siostra znalazła?
Pośpiesznie i ja założyłam szkła na nos – faktycznie, na stołku w białym fartuchu narzuconym na ramiona, zamiast wywłoki siedziała nasza siostrunia. Że też zawsze udaje się jej nas wytropić. A miało być tak pięknie.
Ale Irusi tego czarnego charakteru nie daruję. Jak ona mogła mnie tak nazwać. Ja, taka życzliwa, taka miła. Nie daruję tej zołzie, tej starej purchawie...
Niepewnie stanęłam na nogi.
- Irusiu, kochanieńka, oprzyj się o mnie, - Stefanku, a gdzie twoja laseczka,
- Chodź Helenko zaparzę ci ziółek. Jakoś trzeba przetrwać ten czas do następnej samowolki.
Ale bawić to my umiemy się pięknie. My, czyli pensjonariusze domu spokojnej starości „Feniks".

Joomla Template - by Joomlage.com