synajWschód słońca na Synaju

M. lubi pokpiwać ze mnie, że nigdy nie obejrzę jednej rzeczy. Wschodu słońca. Jestem sową i ranne godziny nie należą do mnie.
Wypoczywamy na Synaju, a tu spektakularna atrakcja turystyczna; wypad na Górę Mojżesza - Dżabal Musa - na wschód słońca widziany z wysokości 2280 m n.p.m. W tym miejscu, jak głoszą zapisy Starego Testamentu, Bóg Jahwe przekazał Mojżeszowi tablice z dziesięciorgiem przykazań i zawarł przymierze z narodem izraelskim.

Wyruszamy wieczorem. Czeka nas całonocna wędrówka w pocie czoła, w pyle i znoju.
Dojeżdżamy na zatłoczony autokarami parking.

W tłumie turystów dostrzegam Rosjanki. Wyperfumowane "Chanelami", w szpilkach od Prady i luksusowych kurtkach z norek. Powiedziano im, że noce w górach są zimne...
Organizatorzy wyprawy wyposażają nas w latarki czołowe i rozpoczynamy marsz. Kiedy robi się ciemno, te świetlne punkciki będą rozjaśniać szlak naszej wędrówki.
Idę sama w całkowitej ciemności. Tak chcę. Wspinam się pod górę, przeciskam przez szczeliny skalne. Unoszę głowę i widzę przepięknie rozgwieżdżone niebo. Mam wrażenie, że zbliżam się do absolutu. Ogarnia mnie bezgraniczne szczęście i całkowite poczucie bezpieczeństwa. Nie boję się Beduinów wychylających się zza skał niczym zjawy i proponujących wielbłądy. Dziękuję. Nie chcę wielbłąda. Upajam się samotnością i ciszą. Chcę chłonąć wszystkimi zmysłami tę, jedyną w swoim rodzaju, mistyczną wędrówkę. W tym momencie jestem maleńką cząstką wszechświata.

Kres sześciogodzinnej wspinaczki wieńczy prawie pionowa skała. Trzeba jeszcze pokonać ją, aby znaleźć się na szczycie. Rosjanki wymiękają, układając się na beduińskich matach. Szpilki i norki zdeterminowały kres ich wędrówki. Pokonujemy ostatnią przeszkodę i, całkowicie wyczerpani, sadowimy się na półce skalnej. Sączymy koniak z piersiówki w nadziei na ogrzanie się w przejmującym chłodzie brzasku. Świt jest szaro- bury, podbarwiony kolorem sepii. Wydaje nam się, że dziś nie zobaczymy wschodu. Czekamy długo. Oczy kleją się ze zmęczenia, ale nikt nie odważy się zasnąć.
Nagle wynurza się nieśmiało zza gór. Po chwili Bóg - Słońce prezentuje zgromadzonym spektakl. Ujawnia się w całym majestacie. Ogarnia spopielałe szczyty tak ogniście, że mrużymy oczy. Będzie prażyło do wieczora wypalając każde źdźbło trawy, pozostawiając na wieki księżycowy krajobraz.
Patrzymy oniemiali z zachwytu wobec potęgi i piękna natury. Z nadrealności chwili wyrywa nas głos przewodnika nawołującego do powrotu. Niebawem uciążliwy żar będzie utrudniał powrotną wędrówkę. Wybieramy krótszą, kamienistą drogę. Zejście jest mniej męczące niż wchodzenie. Na trasie mijamy strudzone nocną wspinaczką wielbłądy. Odpoczywają w słońcu; jakby się uśmiechały.
Przed nami jeszcze przystanek przed biblijnym krzewem gorejącym i odwiedziny w Klasztorze św. Katarzyny. Na jego dziedzińcu przysiadam na krawężniku. Przewodnik opowiada o historii budowli, a ja w momencie zasypiam. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na posiłek i odpoczynek w hotelu, gdzie urlopy spędzał egipski prezydent Anwar Sadat- w 1981r. zamordowany przez egipskich fundamentalistów. Popijając na tarasie kawę, podziwiamy dziki, surowy krajobraz.
M. miał rację. To dotychczas jedyny wschód słońca, jaki zaliczyłam. Czy ostatni?

Kliknij => Góra Synaj

Joomla Template - by Joomlage.com