Szlakiem Renesansu ze Stowarzyszeniem Willa Decjusza
Jakaż to przyjemność wyjechać z Krakowa z końcem upalnego lata na wycieczkę. I nie byle jaką, bo szlakiem Renesansu, w doborowym towarzystwie i pod opieką znamienitych mentorów. Tym razem bez prof. Pęcakowskiego, ale z panią Katarzyną Trojanowską, która rzecz całą zorganizowała i dopięła na ostatni guzik.
Ruszamy autokarem do Biecza, po drodze odwiedzimy Binarową. Mało kto z nas jadących, o niej słyszał. Teraz już wiemy, że jest tam jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce, pod wezwaniem św. Michała Archanioła, wybudowany około 1500 roku.
Wysiadamy, kościół otoczony starymi drzewami stoi przy drodze. Trochę przysadzisty, jego ściany i dach są pokryte gontem. Wchodzimy do środka i jesteśmy olśnieni! Toż to Disneyland Pana Boga. Jarzący się złotem główny ołtarz rozświetla wnętrze. Czego tam nie ma! I gotycka Madonna z dzieciątkiem i apostołowie Piotr i Paweł, a wszystko wieńczy krzepki i skoczny Anioł, miażdżący czarnego Szatana. Ściany i sufit zdobione są jak karty książki. Świat najbliższy i biblijny cudownie i kolorowo opisane bez słów. Każdy skrawek, każda deska z rzeźbionych ławek, ambony czy konfesjonału malowana w motywy roślinne i ornamenty.
Oglądamy i słuchamy czarnowłosej przewodniczki, która z leciutkim zaśpiewem opowiada, jak bajkę historię tego miejsca i sama wpisuję się w tę niezwykłą przestrzeń.
Ruszamy dalej, przed nami Biecz, jeszcze przed chwilą jego obraz oglądany na ścianie binarowskiego kościoła, widzimy teraz przez szyby autokaru.
Miasteczko wśród wzgórz i położone na jednym z nich, z rynkiem usytuowanym na samym czubku. Dzisiaj niewielkie, a urokliwe, kiedyś porównywane z Krakowem. Było własnością królewską i w czasach Władysława Łokietka przez rok stolicą kraju. Ulubione miejsce królów z dynastii piastowskiej i jagiellońskiej. Z własną szklaną monetą i obszernym szpitalem założonym przez królową Jadwigę.
Według legendy wśród chorych i cierpiących, spotkała, nie wiedząc o tym i opatrzyła Jezusa.
Stoimy na rozświetlonym słońcem rynku, przed nami ratusz z pięknie zdobioną sgraffiti gotycką wieżą. W jej podziemiach kryją się ponure lochy, w których więziono i torturowano beskidników, a po wyroku ścinano lub wieszano na rynku. Biecz w 1612 roku otrzymał prawo miecza i posiadał własnego kata handlowe szlaki wiodące na Węgry kusiły rozbójników.
Niewielki dzisiaj, ma już wspaniałą przeszłość za sobą, rozwój rzemiosła, handlu suknem i winem. Chodzimy po nim i z nostalgią oglądamy to, co się zachowało do naszych czasów.
„Starą aptekę” – renesansową kamienicę zdobioną sgraffiti, z szesnastowiecznym wyposażeniem aptecznym, a także starami instrumentami, zegarami.
„Kromerówkę” z ekspozycją poświęconą dwóm wielkim synom ziemi bieckiej: Marcinowi Kromerowi, uczonemu i dyplomacie Zygmunta Augusta i Wacławowi Potockiemu, poecie i moraliście, a kiedyś arianinowi.
Piękną i okazałą Kolegiatę Bożego Ciała w, której strzelistym wnętrzu spotkał się gotyk z renesansem i barokiem, a w mury prezbiterium wmurowano kamień z pogańskiej gontyny. Zostawili tu swój ślad twórcy różnych epok , znani i ci bezimienni. Ci drudzy też stworzyli cuda, które nas dzisiaj zachwycają - kamienny pulpit z 1633 roku, stalle w prezbiterium, wczesnorenesansowy wiszący świecznik z brązu.
Szkoda, że nie mieliśmy okazji posłuchać XIX-wiecznych organów, których brzmienie imituje grę całej orkiestry.
We wnętrzu świątyni, z zadumą rozmyślamy nad wspaniałymi dziełami ludzkich rąk, które przetrwały, chociaż już odszedł tamten świat.
Ciekawa jestem czy czasami mieszkańcom miasteczka śnią się turkoczące po trakcie wozy załadowane beczkami z winem, czy słyszą dzwony siedmiu kościołów bijące na Anioł Pański, albo głos trąbki herolda oznajmiającej przybycie króla?
Na pewno są dumni z tego, co zostawili im poprzednicy. To widać.
Ania Marek