przep1Przeprowadzka

Przeprowadzka została postanowiona. Miała opuścić dom, który w jej pamięci, jawił się jak korab na wzburzonych wodach zieleni. Rozłożysty, zatopiony wśród korony drzew. A przecież była to tylko wiejska szkoła, usadowiona niedaleko kościoła i remizy. Tam mieszkała. Obok była klasa, olbrzymia i jedyna. Deski jej podłogi zaciągnięte pokostem, czarne od błota, uginały się jak pokład pod galopem dziecięcych nóg. Drewniane niczym dyby ławki, z kałamarzem na środku pulpitu, stały w paru rzędach. W czasie lekcji nauczyciel miarowym krokiem przemierzał tę przestrzeń. W jej wspomnieniach, pojawiała się też sutanna.

To było w czasach, kiedy lekcje zaczynały się modlitwą a nie, jak później, apelem. Stali wtedy w czworokącie na podwórzu przed szkołą słuchając pogadanek z radiowęzła. Dzisiaj mówi, że zupełnie nie pamięta, czego dotyczyły.
Ale jej świat sięgał dużo dalej. Do ogrodu z ulami, na miedzę z potężnymi drzewami morwy, do płytkiej rzeki z piaszczystym dnem i na wyspę porośniętą pokrzywami. Na pastwiska rozdzielone rzędami wierzb, rozciągnięte aż za horyzont, do wiejskich domów. gdzie zachodziła nieproszona.
Teraz to wszystko miało się zmienić. Przeprowadzała się do miasteczka. Znała je odświętne, z pierwszomajowych pochodów. Furmankami zjeżdżała tam młodzież zetempowska, dzieci szkolne i kółka rolnicze. Konie przyuczone do powolnego dreptania w polu, strzygły zaniepokojone uszami i wierzgały, wystraszone czerwonymi szturmówkami, które łopotały nad ich głowami. Zamiast – wiśta wio – woźniców, słyszały jasne. dziecięce głosiki śpiewające „Zbudujemy nowy dom". Na szczęście chłopskie wozy pozostawiano przy placu targowym, nie widziały więc gimnastyczek w czarnych trykotach popisujących się gwiazdami i piramidami, przed trybuną honorową. Nie słyszały też orkiestry dętej która maszerowała dziarsko, chociaż brzmiała żałobnie. Stały pośród chaszczy pod wzgórzami o które opierało się miasteczko. Kiedy opowiadała mi o tym, dodawała.
– Przed wojną był tam żydowski cmentarz.
– Wydaje mi się, że pamiętam głębokie puste doły i pagórki porośnięte trawą.
Dzisiaj nie ma po nim śladu, jest za to budynek szkoły zawodowej. Szkołę do której ona miała chodzić postawiono w starym parku, rezydencji Myszkowskich. Została wybudowana rok przed jej przeprowadzką, według projektu szwajcarskiego architekta. Piętrowe pawilony z wewnętrznymi wirydarzami wyglądały jak układanka z klocków. Myślę, że to miasteczko było dla niej za ciasne.

Joomla Template - by Joomlage.com