Maria Biernacka
ziolaRozalia

Rano, raniutko, po rosie Rozalia zabrała rozsadę rabarbaru ze spiżarni przerobionej na potrzeby ogrodu. Rozsadą zajął się młody ogrodnik Jurand. Jurand był rad, że Rozalia pozwoliła mu na pracę u siebie, bo w regionie nie było roboty. Rok temu rabaty rabarbaru były piękne, okazałe rozłożyste. Rolnicy radowali się każdą rozsadą i każdym promykiem słońca.

Barbara Kozubek-Marczyk

imagesSzynka od cioci Frani

Jak co roku telefon od kuzynki taty, która nota bene jest przechrzczoną ateistką żydowskiego pochodzenia – Marianie, ja chyba muszę umrzeć, abyś sobie przypomniał o moim istnieniu, ale póki co przyjeżdżaj po szynkę dla dzieci. Zamówiłam na wsi jak co roku. Będzie w poniedziałek – w domyśle wielki. Wracając do cioci, to jej osoba warta jest wspomnień, bo postać nader ekscentryczna i wpleciona mocno w polsko-żydowski folklor. Wracam do Wielkanocy.

Maria Biernacka
karpChłopcy

Przez mieszkanie przejeżdżała konnica, słychać było tętent końskich kopyt. Konie zarżały, poczuły wodę, nastało zamieszanie, konie piły. Konnica mlaszcząc i oblizując się ruszyła z wolna. Konie ruszyły przez pokoje zakręcając do kuchni. Było tam mleko w kubkach. Konie to wiedziały. Lubią mleko. Wypiły.

Bożena Wydziałkiewicz
Limeryk

Limeryk to krótki, nonsensowny i najczęściej groteskowy wierszyk o następującej budowie: 
- pięć wersów - układ rymów a-a-b-b-a –
- trzeci i czwarty wers krótsze od pozostałych (zwykle o 2-3 sylaby)

-  nazwa geograficzna w pierwszym wersie

Utwór ten, który pod względem treści jest rymowaną anegdotą, ma też zwykle stały układ narracji,
1 wers - wprowadzenie bohatera i miejsca w którym dzieje się akcja
2 wers - zawiązanie akcji
3,4 wers - kulminacja wątku dramatycznego
5 wers - zaskakujące rozwiązanie. 

Limeryki na z życia żarciki

Bożena Wydziałkiewicz
Z życia dziecięcego wzięte oraz i mojego

Tomcio w podskokach okrąża stół. Niezwykle ruchliwy ( jest rok 1976 i o ADHD nikt wtedy nie słyszał), wszędzie go pełno. Nagle zatrzymuje się i przygląda książce leżącej na stole.
- A cio to - pyta zaciekawiony.
- A książka – odpowiadam. 
- A cija - Tomcio jest dociekliwy. 
- Bajki, Krasickiego - odpowiadam.
- A cio, ziapomniał?

Kilka lat później. Odbieram Filipa z przedszkola a pani informuje że za tydzień jest zabawa przebierana.
- Za kowboja się przebierzesz. Najłatwiej taki strój skompletować - informuję synka.

Bożena Wydziałkiewicz

Krępuszka 

Rano przyszła Krępuszka
rzekła: bądź z sobą kilka chwil.
Jeszcze nie wstawaj z łóżka
kawę z poduszką dziś pij.
Uśmiech wystaw za okno,
w smogowy otul się szal,
usta pomaluj czerwono,
urodą, uraduj świat.
Pąki odwiń na krzewach,
wiosną zaraź też park.
A diety dzisiaj nie masz,
słodyczą wzmóż ciacha smak.

Spytacie kto to krępuszka
Niezwykle prosty ten test
Krępuszka to krępuszka
To przecież wiadomym jest.

Bożena Wydziałkiewicz

Zachód słońca

Gdy Stwórca ziemię naszą stworzył
lub wielki wybuch w nią życie tchnął,
pięknem przyrody nas otoczył
i zachwyceni żyjemy wciąż.

A Ona
Szemrze, grzmi, pieni się, kipi.
Żółta, szara, pomarańczowa.
Pachnie, iskrzy się, jarzy, skrzypi.
Twarda, sypka ,ciepła, lodowa.

Nela Kamińska
aksamitNiewidoma i Aksamit

-Pomóc Pani przejść na drugą stronę?
O! wiem, już dawno nauczyłam się, że nie należy odmawiać, kiedy ktoś proponuje pomoc, więc z uśmiechem i pogodnie odpowiadam:
-O, tak, proszę.
-No to proszę mnie chwycić za łokieć!
Jasne, tylko gdzie on ma ten łokieć? Powoli wyciągam rękę w jego stronę.
-Wow! Przepraszam! To może ja chwycę Panią za łokieć i poprowadzę.

-Dobrze – odpowiadam w moim mniemaniu pogodnie i bez zdenerwowania – proszę mnie chwycić za łokieć i poprowadzić. Ale teraz to musimy poczekać. Zielone światło zgasło.
-Rzeczywiście, zgasło. Skąd Pani wie?
-Sygnał dźwiękowy.

Maria Biernacka
niewidomiSmutny świat

Latarka? Łyżka? Talerz? Taka kartka jak się wiesza na drzwiach w hotelach? - świat z zamkniętymi oczami.
W ogrodzie zapach kwiatów i szum drzew – zmysły, którymi może operować niewidomy.
Tempo w jakim żyje człowiek XXI wieku niejednokrotnie nie daje nam szans na zastanowienie się czym naprawdę jest brak wzroku. Życie codzienne osoby niewidomej jest ciągłym liczeniem kroków.
Poruszanie się we własnym mieszkaniu, pomimo że zna się jego rozkład, nie jest takie proste.
Przy otwartych oczach przechodzę przez drzwi bez problemów, pozwalają na to moje gabaryty. 

Z zamkniętymi oczami przejście jest trudniejsze. Nie trafiłam, nie zmieściłam się, stłukłam łokieć.
Zrobienie herbaty czy kawy dla niewidomego to duże wyzwanie.

Barbara Kozubek-Marczyk
serceZabić tę miłość

1. Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich.
2. Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.


Gdyby à la lettre wypełnić pierwsze przykazanie, to na miłość do siebie i bliźniego swego nie pozostaje miejsca. Wielu tak wzięło sobie do serca to zalecenie, że dało się torturować i zabijać w przekonaniu, że Bóg tego od nich oczekuje. Czy zawsze z miłości? czy może ze strachu, że jej brak będzie ukarany potępieniem wiecznym. Wybierali miłość do Boga, a nie miłość do matki, żony czy dzieci. Kocham moje dzieci, chcę być przez nie kochana. Czy żądałabym od nich dowodu miłości w postaci poddania się sadystycznym mękom?

Barbara Kuzubek-Marczyk
stalagnatyCiemność

Uprzedzano mnie. Ta wyprawa jest bardzo ryzykowna. Notowano zaginięcia, dziwne zachowanie powracających. Pytani ograniczali się do stwierdzenia – wstrząsające doświadczenie, niepowtarzalne przeżycie. Zastanawiałam się na co tam natrafili. Dlaczego po tygodniu pobytu w jaskiniach nie mają niczego do opowiedzenia. Wiedziałam, że się nie wycofam. Ciekawość pochłonęła cały mój rozsądek. To już jutro. Ekwipunek grotołaza skompletowany. Sprawdzam wszystko wg precyzyjnego spisu przygotowanego przez organizatorów. O dziwo śpię bardzo spokojnie pewna skuteczności dwóch budzików nastawionych na trzy dzwonienia od 6 rano.

Bożena Wydziałkiewicz
Opowiadanie z użyciem słów nieużywanych, zapomnianych i takich, które dziś zmieniły swoje znaczenie

Popiśnik

Na stryszku u babci, wielki kram,
porządek dziś pilnie zrobić mam.
W kredensie kartka pożółkła jest,
a na niej ten to, wyblakły tekst :

„Absztyfikant mój na frymarku był,
fidrygałki dla mnie tam kupił.
Dla mojej nadbaby agrest zaś
bo przeproszkę chce od niej dostać.
Barszczyk i gorzałkoś on jest
ja bez imieni i psocę się.
To brakować nie mogę boć,
oddana chcę być po stokroć.”

Urszula Torbiczuk
Opowiadanie z użyciem słów nieużywanych, zapomnianych i takich, które dziś zmieniły swoje znaczenie

Trzcinowe miłowanie 

W marcu tysiąc... popiśnik nie pamięta już którego roku, wraz z pozimkiem wyłonił się od strony lasu dziwny pojazd. Wyglądał jak ogromny grobowiec na kółkach. Główną bramą wjechał do miasta Stare Kuny. Turkocząc po bruku, kierował się ku północy. Strażnik Jupiter z wieży bacznie obserwował, dokąd zmierza. Kiedy wyjechał Czarcim Duktem z miasta i zatrzymał się przed budynkami dawnej garbarni, wypuścił w miasto wici o powrocie dawnego pieniężnika Constantina Lupusa.

Urszula Torbiczuk

Pierścionek i tajemnica z przeszłości

Miałam trzydzieści trzy lata, kiedy otrzymałam wiadomość o śmierci babci Walerii.
— Niemożliwe — wyszeptałam i usiadłam na sofie.
Przecież dwa dni temu byłam u niej po córkę, która spędzała na wsi wakacje. Zastałam staruszkę w kuchni przy robieniu przetworów w wyśmienitym nastroju i dobrej kondycji. Zdrowie jak powinno być u osiemdziesięcioczterolatki, czyli nieduże nadciśnienie, reumatyzm i ciężki bagaż wspomnień. Jedyne jej dziecko, moja mama od dawna nie żyła, więc całą miłość przelała na małą dziewczynkę – ukochaną wnuczkę. Wychowywała mnie od czwartego roku życia, a kiedy urodziłam córkę, świata poza prawnuczką nie widziała. Nawet do tego stopnia, że przez chwilę czułam zazdrość.

Michał Zamirowski
Wieczorna wizyta

   Ta dziwna historyjka działa się na południowych rubieżach dawnej Galicji.
 W czasie już odległym, kiedy byłem nieopierzonym młodzieńcem. Życie prowadziłem wtedy beztroskie, aczkolwiek niepozbawione refleksji na temat otaczającego mnie świata.
Był późny wieczór. Wracając do domu zobaczyłem, że na pięterku u Ciotki Zofii pali się światło. Dawno jej nie odwiedzałem – przemknęło mi przez myśl. Postanowiłem do niej zajrzeć.
Wychodziłem jeszcze po skrzypiących schodach, kiedy usłyszałem odgłosy rozmowy. Pod drzwiami rozpoznałem głos Ciotki. Ale był tam jeszcze ktoś. Jego głos był niski, tubalny. Postałem chwilę pod drzwiami.

– Wracam, nie będę przeszkadzał - pomyślałem.
Skrzypienie schodów rozległo się znowu. W półmroku korytarza brzmiało złowrogo.

Bożena Wydziałkiewicz
Planeta ziemia

  Wychodził z ciemnych zaułków z nożem w ręce. W bluzie z kapuzą naciągniętą prawie na twarz, najkach i dżinsach z dziurami.
Kierowało nim tylko jedno uczucie w stosunku do napotkanych ludzi. Dźgał nożem w przechodzącą osobę i szybko uciekał. Zanim się zorientowano był już daleko .
Przemierzał ciemne parki, puste parkingi i zabijał napotkanych ludzi. Kiedy w nocy po chodniku stukały obcasami dziewczyny, czekał na nie i z lubością wbijał nóż w pachnącą pierś.

Bożena Wydziałkiewicz

Dwa kamienie

Dwa  kamienie na piasku jak piersi dziewczyny 

ocean obmywa, 

wynurzają się znikają przez  morskie pływy. 

A dziewczyna,  była,

niepokorna, uroku  i zapału  pełna,

chyba mnie lubiła.

Czasem za białymi drzwiami znikała wściekła,

lecz  wracała zawsze.

Urszula Torbiczuk
Dziadek

Stara fotografia w kolorze sepii, a na niej mężczyzna na koniu w mundurze ułańskim i lancą przy boku, z ostrogami przy butach. Pod nosem sumiasty wąs.
Mój dziadek Tomasz. Urodził się i do pewnego czasu mieszkał w Kamionce Strumiłowej w obwodzie lwowskim, województwo Tarnopolskie. Dzisiaj to Kamionka Bużańska. 

Prababcia Magdalena była służącą w majątku dworskim. Kiedy urodziła dziadka, porzuciła niemowlę w żłobie pośród koni. Malutkie zawiniątko znalazł stajenny i zaniósł do dworu. Prababcię odnaleziono na polu pośród bruzd, niestety była martwa. Zmarła z powodu wykrwawienia się po porodzie.

Bożena Wydziałkiewicz

Sylwester 1972

Gdzie na Sylwestra idziemy? pyta ten czy ów.
Pałac pod Baranami, wstęp około złotych stu.
Młodsza dekad kilka oraz dwadzieścia kilo i pięć
Ciuch na tandecie zdobyłam na ubaw mam chęć.
A w Pałacu choinki , wiele strojnych sal
W każdej, inna orkiestra zaprasza na bal.
Złocone lustra odbijają cały wnętrza szyk
Może znajdę dawnych bali odbicie w nich.
Panny Kossakówny shimi tańczące wraz,
Czy Wojciecha, flamie kłaniającego się w pas.
Nagle widzę że przy nowiutkim mężu mym
Obca pani ubrana w dekolt sączy dżin,

Bożena Wydziałkiewicz
Zdrada

Zdradziłam.
A przyrzekałam że nie,
może nie dowie się.
Zdradziłam.
On taki miły był,
odmówić nie miałam sił.
Zdradziłam.
To tylko kilka chwil,
on tak dziękował mi
Zdradziłam.
Czy popełniłam błąd?
A bo to jeden, skąd?
Zdradziłam.
Rok urodzenia przyjaciółki mej
panu o dekadę młodszemu od niej.

Kazimiera Witkowska
Karnawał

   W garderobie na półkach z obuwiem karnawałowe szpilki stały na najwyższej. Każda para była dziełem sztuki. Czerwone lakierowane błyszczały, brokatowe mieniły się kolorami. Był też model w drobne cekiny i oryginalny mozaikowy niebiesko-różowy. Lśniący srebrem i złotem brokat łączył się niekiedy z kolorem. Zachwycały też szpilki z wielobarwnej skóry ze spiralnym lub groszkowym wzorem. W jednym z modeli dodano błyszczący detal: kwiat ułożony z perełek na przodzie buta. Wszystkie te cudeńka miały przykuwać wzrok balowiczów i wyróżniać osobę w nich tańczącą. Dlatego szpilki cierpliwie czekały na rozpoczęcie karnawału, aby wreszcie odegrać tą wspaniałą i znaczącą rolę.
   Trochę im tylko przeszkadzało, że karnawał trwa tak krótko i jest tylko raz w roku ! A po karnawale znowu będą się nudzić w garderobie i nie wszystkie wrócą na półkę.

Barbara Kozubek-Marczyk
Karnawał

bal 1Masz powodzenie syknęła mi do ucha kuracjuszka na imprezie zapoznawczej. Nie był to głos aprobaty, ale jadowitej zazdrości. Byłam silną konkurencją w naszej trzyosobowej ekipie połączonej wspólnym pokojem. Pobyt w Starym Domu Zdrojowym zapowiadał się koszmarnie.

Urszula Torbiczuk
wiersz palindrom, wiersz tak zwany rak lustrzany

Preludium burzy
spowite sinymi chmurami niebo
idzie burza
kiedy zaiskrzy
uderzeniem jak młotem zadźwięczy
błyskawica zakreśli zygzakiem odległość czasową

piorun sypnie złotem
rozlegnie się niski pomruk
potem grzmot dźwiękowy
czy
to skurcz plazmy
czy
kolizja chmur
Arystotelesa

Urszula Torbiczuk
Za zdradę trzeba zapłacić

Parę tysięcy litrów życia dostał przy pierwszym oddechu.
Pił małymi łykami celebrując każdy ruch. Wieloletnia wyprawa nie pozwalała mu opróżnić więcej, niż chciał. Jego pragnienie życia w początkowej fazie przewyższało nad tym, co dostał. Długą chwilę zastanawiał się, dławiony spazmatyczną rozkoszą ostatnich kropel życiodajnego płynu.
— Dlaczego Panie? — pytał. — Mam dopiero czterdzieści dwa lata.
— Zdradziłeś swego Ojca — usłyszał gdzieś z głębi swojego sumienia.
Znowu marazm i cienie migające po ścianach z ulicznego neonu. Łóżko, łysa lampa i draperie. Widok wciąż ten sam.


Maria Biernacka
filizankaFiliżanka mojej babci

Filiżanka mojej babci była jedyna i niepowtarzalna. Z cienkiej porcelany, cieniusieńkiej jak papierek. Ozdobiona na zewnętrznej stronie w tajemny sposób przylepionymi kwiatkami. Kwiatki miały płatki malutkie, malusieńkie, były i pączki. Listki też zielone były proporcjonalnie do kwiatków – malutkie. Nikt nie śmiał pić z tej filiżanki. To była filiżanka babci.

Michał Zamirowski
mogilaNa cmentarzu katyńskim w Charkowie

Do Charkowa zawsze jechałem z uczuciem radosnej egzaltacji podobnym do tego przed pierwszą randką, z nadzieją, że może wydarzyć się coś niezwykłego. Tak było do czasu, póki nie spełniłem kilka lat temu zapomnianej obietnicy danej trzydzieści pięć lat temu mojej cioci - zakonnicy; klarysce ze Starego Sącza. A obietnica dotyczyła odnalezienia śladu po jej stryju a moim stryjecznym dziadku, o którym w owym czasie wiadomo było tylko tyle, że zaginął na terenie Związku Radzieckiego.
W Charkowie spędziłem pięć lat studenckiej młodości i do miasta czuję ogromny sentyment; uważam go za niezwykle interesujące na wielu płaszczyznach i w którym, o dziwo, jest mnóstwo polskich pamiątek, czy śladów polskości.

Micha Zamirowski
Grzybobranie

Humoreska z lekkim akcentem kryminalnym
I
Historia ta działa się kilka lat temu, Wydarzyła się w lesie. Las był jeszcze zielony, chociaż zieleń nie była już taka świeża jak w maju , a i trochę żółtego liścia tu i ówdzie można było zauważyć. Wszak wrzesień to był. Słoneczny, dojrzale pachnący. Wilgoci było tyle ile trzeba. Raj dla grzybiarza.
Od dziecka byłem zapalonym leśnym zbieraczem.

Pisać każdy może…
Nela Kamińska
Unicestwienie

Ten pomysł ostatnio chodził za nią i stawał się coraz wyraźniejszy. Mąż, który mówi, uporczywie, bez końca, godzinami, doprowadzając żonę do ostateczności. Ostateczności rozumianej jako – ostateczne rozwiązanie. Unicestwienie. Tak, to może się sprawdzić. Termin w wydawnictwie dość bliski, czasu niedużo do realizacji. Najważniejsze, że jest pomysł. Tylko siąść i pisać.

Pisać każdy może...
Michał Zamirowski

MOTTO:
„Ale, kiedy po śmierci osób, po zniszczonej rzeczy,
z dawnej przeszłości nic nie istnieje,
wówczas jedynie zapach i smak
dźwigają na sobie budowlę wspomnienia.”
Marcel Proust
(„W poszukiwaniu straconego czasu”)

 

Olśniony – nie dojrzałem róży:
światło było tylko cieniem jej woni.
Julian Przyboś
(„W ogrodzie”)

 

Na tropie zapomnianych aromatów

Moje wspomnienia z dzieciństwa dotyczące jedzenia mają różnorakie zabarwienie emocjonalne. To z tego okresu pochodzą przyzwyczajenia nie jadania pewnych potraw.

Pisać każdy może...
Nela Kamińska
Zemsta jest słodka

Zemszczę się – śpiewała pod nosem, parafrazując starą piosenkę z Kabaretu Starszych Panów. Zemszczę się za twoje wiarołomstwo - szeptała , wykładając dno tortownicy papierem do pieczenia i jej zaciskając obręcz. Zemszczę się – nuciła, łamiąc czekoladę na kawałki , by wraz z masłem roztopić je w kąpieli wodnej. Zemszczę się, do innej się zwróciłeś – mruczała, ubijając białka na sztywno i wsypując do nich cukier. Zemszczę się, a zemsta mnie pokrzepi – mamrotała , ucierając żółtka na jasną kremową masę i dodając płynną czekoladę z masłem.

Kazimiera Witkowska
Sówka

Z nastaniem nocy mała sówka obudziła się w ciemnym, uśpionym lesie. Otworzyła okrągłe, żółte oczy, poruszyła parę razy skrzydłami i powiedziała do siedzącej obok niej na gałęzi przyjaciółki.
- Lećmy upolować jakąś myszkę na śniadanie.
Przyjaciółka nie bardzo chciała zlecieć z bezpiecznej gałęzi i odpowiedziała:
- Ale jak polecimy czy coś nie upoluje nas?
- Upoluje nas? - zapytała zaskoczona sówka – ale co?
- Jak to co? – odparła przyjaciółka.
- Nie wiadomo co.

Barbara Kozubek Marczyk
Qui scribit, bis legit - kto pisze,  dwa razy się uczy 

Akcja serca BKM

Dotąd nigdy nie odczuwała strachu przechodząc późnym wieczorem przez park dzielący jej ulicę od szpitala. Od lat pracowała w tym samym miejscu i od lat 3 razy w tygodniu miała popołudniowy dyżur, który kończył się o 22. Kwadrans na przebranie się, wymiana zdań z portierem.

Maria Biernacka
Brygida

- Cisza.
- Cisza.
- Błoga cisza.
- Z radości zapaliłem świece i kadzidełka...
- Siedzę i odpoczywam...
- Cisza to najwspanialsza rzecz...
-Ćwiczę medytację, ale moja radość, że jestem sam w domu nie pozwala mi skupić się na niczym.
- Moja żona wyjechała z najmłodszymi dziećmi w góry. Nikt nie pyta – tato, dlaczego… tato powiedz im że piłka jest moja…. tato, tato, tato….
- Cisza.

Antoni Niedziałkowski
Bazyli moje przekleństwo

 I komu to przeszkadzało. Było tak pięknie. Ferdek tu, Ferdek tam, mądry piesek, 
kochany piesek, oczko w głowie wszystkich domowników, a zwłaszcza babci Gieni. Ta, to nawet jakiś przysmaczek dała od czasu do czasu, bo pani, ta mama Antka, to nic nie 
pozwalała skubnąć, tylko to co dała do miski. To co w misce dawało się zjeść, ale to inne, wyproszone, było lepsze. Tak pięknie było kilka lat i się skończyło jak Anteczek, syneczek, litościwa dusza zaczął znosić do domu różne zwierzęce nieszczęścia.

Antoni Niedziałkowski
Babcia Gienia

Babcia Gienia. Ostoja rodziny. Niewysoka, pulchna, o ciekawym życzliwym spojrzeniu. Pachniała lawendą i smakowitą  kuchnią. Słuchacz doskonały. Była powiernicą wszystkich smutków, radości, niepowodzeń całej rodziny. Nigdy nie doradzała. Wysłuchała i w końcu pytała: „I co ty kochaneńki teraz zrobisz?” Czekała aż samemu znajdzie się rozwiązanie.
Przyparta do muru pytaniem „ A co by babcia zrobiła na moim miejscu?” w końcu podawała swoje rozwiązanie.
Największą miłością babci Gieni była kuchnia. Jej królestwo. Uwielbiała gotować 
i karmić wszystkich wokół.

Antoni Niedziałkowski
Marcin lokator

Dzisiejszy eksperyment był ostatnim w tej serii badań i potwierdził jego tezę. Wracał do domu zmęczony. Zadowolenie z sukcesu gdzieś się ulotniło. Czuł dziwny niepokój. Za chwilę odpocznie. Jak zwykle spojrzał na okna mieszkania. Były ciemne. Dziwne. Student, któremu wynajmował pokój, zawsze wieczorem był w domu i uczył się. Schody na drugie piętro pokonał szybciej niż zwykle. Otworzył drzwi, zapalił światło. Cisza. Zdjął płaszcz, teczkę zostawił w przedpokoju. Wszedł do kuchni napełnił i włączył czajnik. Na środku stołu leżała koperta. W środku znalazł pieniądze i zadrukowaną kartkę: „Panie Franciszku jadę na święta do domu. Nie wrócę. Te studia to była pomyłka. Zostawiam pieniądze za grudzień. Życzę radosnych świąt i dużo szczęścia w nowym roku. Marcin”

Ula Torbiczuk
Niebezpieczne hobby

Łysa Polana była jak pustynia. Nie było na niej życia. Ani sowy, ani rybitwy. Gorzej, nie było ani jednej leszczyny, ani jednego orzecha, ani dębu, ani jednej sosny, ani kępki trawy. Nie było już lasu. Jedynie szumiało ukryte za skarpą Łysko... jezioro, które tej nocy znowu połknęło życie.

Trzy dni wcześniej...
Wsiadłam do swojej czarnej Mery i pojechałam na Łysą Polanę. Plan doskonały zaczynał się ziszczać. Jadąc, jeszcze raz analizowałam za i przeciw swojej decyzji. Nic nie było przeciw, nic nie było zamiast. Wszystko było za. Cztery lata małżeństwa to tylko ryby, pieprzone ryby. Wędki, spławiki, kołowrotki, podbieraki, żyłki, krzesełka i inne duperele.

Bożena Wydziałkiewicz
Zabójstwo w autobusie linii 114

Do autobusu w Krakowie piękna dziewczyna wsiadła.
Czarne włosy, piękne oczy, sukienka z tych króciutkich. 
Jej uroda, dwóm mężczyznom jakoś w duszę zapadła,
panu z tatuażem, i dziadkowi z serii chudziutkich.
Usiadła i w smartfona tipsami klikać zaczęła,
okiem tylko rzuciła obok, na starszego pana,
tulącego teczkę której świetność dawno minęła.
Trzask ! mężczyźni upadli, a teczka frunęła sama.
Dziewczyna złapała się za coś i zacięła usta.
Starszy pan chciał się podnieść, ale słabł z chwilą każdą
Teczkę ktoś znalazł, lecz właściciel szepnął: jest pusta

Michał Znamirowski

O tym, jak czarownica uciekła z wesela

Gdzieś w Świętokrzyskiem…
To było w zeszłym roku. W lasach świętokrzyskich pełno było grzybów. Ale i grzybiarzy nie mało. Ba, można powiedzieć, zatrzęsienie. I grzybów, i grzybiarzy. Płci obojga ma się rozumieć.
Jadę sobie leśnym duktem. Tuż przed świtem rzecz się miała. Wokół drzewa, szarówka i mgła raz gęsta, że mało co widać, za chwilę zaś jak tiul, welon panny młodej prawie ledwie widzialny. Tym niemniej czyniąca z mijanych jesiennych didaskaliów: drzew bez liści, wzgórz z trawą zszarzałą od wiosennej i letniej egzystencji, rowów z zzieleniałą wodą po ostatnich deszczach zupełnie odrealnione pejzaże.

Michał Znamirowski
Bajka o tym jak śledź został królem

- Babciu, - odezwała się Mania. A ponad miarę przeciągnięta ostatnia sylaba, wróżyła prośbę o opowieść. – Obiecałaś opowiedzieć bajkę. Opowiedz!
- opowiedz, opowiedz! – zawtórowała jej Lidzia; siostra bliźniaczka
- Prosimy, - zawołały już razem.
- Ale o czym? – sumitowała się babcia.
- Zauważyłyśmy, że uwielbiasz śledzie. – w imieniu Bliźniaczek odezwała się Mania. – A na opakowaniu namalowany jest śledź w koronie…. Czy to król śledzi?
Opowiem wam zatem bajkę: „Bajkę o tym jak śledź został królem”

Bajka dla dorosłych
Maria Haluch-Grądalska
CZARODZIEJKA VEL CZAROWNICA

- Misia, co Ty tak długo robisz w tej łazience - zapytał Michał..
- Misiu, muszę się pomalować, przecież wiesz, że mam dziś ważne spotkanie biznesowe, o którym Ci mówiłam.
– Michał z podziwem popatrzył na żonę. Kochał tą swoją Krysię–Misię do szaleństwa. Dla niego nawet bez makijażu była najpiękniejszą kobietą na świecie.
- Nie przesadzaj, zawsze wyglądasz cudownie, na pewno oczarujesz wszystkich gości - odparł po chwili.
- Krysia cmoknęła męża w policzek - lubiła słuchać komplementów Michała, chociaż udawała, że są jej obojętne.


Maria Haluch-Grądalska 
Ułanka

- Babciu! Dziadku! Jesteśmy! - Kasia, Zuzia i Bartek wyskoczyły z samochodu i rzuciły się dziadkowi na szyję.
- A gdzie babcia? - Kasia rozejrzała się niecierpliwie, bo jak najprędzej chciała wręczyć babci rysunek z wielkim, czerwonym sercem.
- Jak to gdzie ?- dziadek roześmiał się na cały głos – babcia jak zawsze w kuchni. Biega od stołu do pieca, od pieca do kredensu, od kredensu do lodówki i wyczarowuje dla was przeróżne smakołyki.
- Smakołyki! Hura! Smakołyki! - Bartek podskoczył do góry i popędził do kuchni. Za nim pobiegła Kasia. I tylko najmłodsza Zuzia zwiesiła smutno głowę i wsunęła swoją małą rączkę w dużą, silną dłoń dziadka.

Warsztaty pisania bajek
Nela Kamińska
Bunt autek albo o chłopczyku który niszczył autka 

-To się musi skończyć! – powiedziało głośno czerwone autko.
-Tak, to się musi skończyć – potwierdziło cicho autko zielone.
-Popatrzcie, jak my wyglądamy! – zawołało czerwone autko – Czy my jesteśmy jeszcze autkami?
-Czy my jesteśmy jeszcze autkami ?– cicho powtórzyło pytanie zielone autko.
-Ja mam tylko trzy kółka – stwierdziło czerwone autko.
-A ja nie mam kierownicy – dodało autko zielone

Dorota Zańko

Zapach gołąbków

Sklep miał wąską staroświecką witrynę – w wilgotnej ciemności ulicy promieniowała ciepłym światłem, które prawie dawało się wziąć do ręki. Na pofałdowanym misternie welurze prężyły gorsy męskie koszule, ich oficjalna sztywność sąsiadowała z zalotną pianką koronek damskiej bielizny.
Wszedł. W twarz buchnęło mu gęste nagrzane powietrze, w nozdrza obiecujący zapach odgrzewanych gdzieś na zapleczu gołąbków, pomieszany z wonią kawy stygnącej na kontuarze. Wnętrze było staroświeckie i przyjemnie zagracone, urządzone trochę jak pokój w domu. Niska lampa wykreślała na kontuarze żółty krąg.

Danuta Czerny-Sikora

Artykulik powstał na dwudniowych warsztatach felietonu prowadzonych przez Sylwię Chutnik, pisarkę, feministkę, posiadaczkę różowej grzywki i tatuażu

Tatuaż na berecie

Bardzo cenię intelekt, poczucie humoru i poglądy mojej sąsiadki, ukształtowane przez jeden program radiowy i jeden telewizyjny. Spotykam ją od czasu do czasu w autobusie linii 164, albo na przystanku przy ul. Konopnickiej. W Krakowie. Raz rozmawiałyśmy o przystojnym egzorcyście, którego zatrudnił proboszcz w pobliskiej parafii, innym razem o TVN-ie, którego nie można absolutnie oglądać, droga pani, bo to, droga pani, grzech i trzeba by się spowiadać.

Sydonia Kazek
Noworoczne postanowienia, tudzież na zaś

    Nowy Rok nie przypominał w niczym tych, które pamiętała z przeszłości, a zwłaszcza z dzieciństwa. Mrożny skrzyp pod stopami, chuchanie w zmarznięte dłonie, przestępowanie z nogi na nogę i zimny nos - z tym wiązała się zima sprzed lat, Święta i Nowy Rok. A teraz?
Marta siedziała przed kominkiem i spoglądała przez okno.

- Ponuro - pomyślała - ani śladu śniegu i słońca. Nic na poprawę humoru. W jej sercu też jakoś było ponuro. Czuła się zmęczona
- Czemu się tak czuję - zapytała samą siebie, tak jakby zapomniała, że...

Sydonia Kazek
Piękne jest to, co się kocha !

Ona stara - on młody
Ona gruba - on chudy
trzymają się za ręce
a wszyscy się dziwią
co oni w sobie widzą
On się uśmiecha
- ona się wstydzi
widzi bowiem uśmiechy niemiłe
On mówi - nie martw się Kochana
nie patrz na tych gapiów zgraję
Patrz na mnie - jestem dla Ciebie,
jak cały świat.
Znajdziesz w mych oczach wszystko
swoje piękne odbicie odbicie nad Tobą
i gorące serca bicie
Patrz na mnie, bo piękne jest nasz kochanie.

         Sydonia Kazek

Sydonia Kazek
              Mały kościółek

    Moje miasto, mały kościółek z niewielkim barokowym ołtarzem, w który wbudowano monumentalny obraz z ukrzyżowanym Chrystusem. Nie widziałam go od pięćdziesięciu lat, a mam wrażenie, że mogłabym o nim opowiadać w szczegółach, bo tak dokładnie zapisał się w mojej pamięci.
    Moje miasto, mały kościółek, który mijały czołgi, jadące w19 68 roku na Czechosłowację, a ja z innymi dziewczynkami patrzyłam, jak niszczą chodniki i niczego nie rozumiałam.
    Moje miasto, to ksiądz, który dyskutował z nami o ważnych sprawach, bo to było jedyne miejsce, w którym mogła spotkać się młodzież.
    Mały kościółek, dzisiaj zamknięty na cztery spusty, a tyle wspomnień.
    Mały kościółek w moim małym mieście.

            Sydonia Kazek

Sydonia Kazek
           Czekanie

Czekanie to wiara w przeznaczenie
w połączenie żywych i umarłych
w spełnienie dusz

Czekanie to nadzieja
bo przyjdzie dzień szczęścia
dla wszystkich którzy kochają

Czekanie to wybawienie
od trosk i pustych chwil wypełniających duszę

Warto żyć, czekać i wierzyć w Moc Opatrzności
bo ona od zawsze istniała i istnieje.

        Sydonia Kazek

 

Krystyna Pieniążek

                 Sześć nadesłanych tekstów
Słowo,  mówienie,  milczenie

Najbardziej wymowne jest milczenie, wywołuje bowiem wiele emocji. Daje swobodę myślom, a długotrwałe może wprowadzić w stan skupienia lub zdenerwowania. Im dłużej trwa tym trudniej człowiekowi niepewnemu siebie wytrwać w ciszy. Można wyniosłym milczeniem obrazić bardziej niż słowem. Milczenie jednak otwiera stronom sporu drogę do wyjścia z niego z zachowaniem twarzy. Zostawia też czas na namysł.

Z mówieniem przeciwnie; wielu, zwłaszcza polityków, gdy zaczyna mówić nie baczy na sens. Ważne staje się słowo obnażające słabość rozmówcy; byle było dosadne, odwracające uwagę od meritum na rzecz słabości przeciwnika. Nie ważne jest czy słowo/treść wypowiedzi są prawdziwe. Jego pojawienie się sieje wątpliwość, a czasem podważa wiarygodność strony przeciwnej. Oddala możliwość rozwiązania problemu bez zwyciężonego i zwycięzcy.

Urszula Torbiczuk

Pięć tekstów z letnio-wakacyjnych warsztatów SAGI

Opowiadanie z komodą, ogrodem i górą

Dom stoi w uroczym ogrodzie, gdzie spędzam dużo czasu. Był zaprojektowany według swojej funkcji.

Po prawej stronie znajdują się grządki warzywne. Dojrzałe, malinowe pomidory zwisają z pędów, przywiązanych do kołków drewnianych, olbrzymie, pomarańczowe dynie opalają się w słońcu na zielonych kocykach z liści.

Dalej spod krzaczków spoglądają czerwone truskawki w towarzystwie nagietek, wysianych przez wiatr. Ogórki w zielonych mundurkach, przystrojonych żółtą butonierką, ukrywają się przed słońcem, pod szorstką pierzynką.

Na całym obszarze warzywnym rozpanoszyły się baldachimy kopru, wysianego samoistnie, rosną różne zioła: mięta, bazylia, lubczyk.

Bajki Andrzeja Wróblewskiego

kaczkaKoniecznie, ale to koniecznie, musicie poznać bajki pana Andrzeja Wróblewskiego. Jestem pod ich urokiem.
Pierwsza z nich to bajka - "Kaczka na budowie" - wyróżniona w konkursie „Ekobaja” ogłoszonym przez Ministerstwo Ochrony Środowiska w 2015 roku
Bajki to tylko niewielka część twórczości pana Andrzeja. Jest on również autor trzech musicali, oraz ponad 2000 utworów muzycznych, wśród których znajdują się piosenki: big beatowe, pop, disco polo, religijne – gospel, kolędy, ewangeliczne, wielkopostne, poświęcone Papieżowi Janowi Pawłowi II (wykonane przez „Santo Subito”), okolicznościowe, szanty, o Warszawie, przyrodnicze, sportowe, reklamowe.

Miałam okazję poznać pana Andrzeja i zaprosić go na naszą sagową stronę.

                       Jola Mirecka

Kliknij => Kaczka na budowie  i  posłuchaj

Autor:  Andrzej Wróblewski     Czyta: Cezary Papaj

Barbara Kozubek-Marczyk

PanoramaRodzinne strony

     Nie ukrywam, że jestem bardzo przywiązana do Krakowa. To moje niekwestionowane miejsce na Ziemi. Na pytanie skąd jestem, pozwalam sobie na dowcipną odpowiedź: w Krakowie mieszkam kilkaset lat. Oczywiście nie jestem matuzalemem, ale gdyby doliczyć życie moich przodków związanych z miastem, zbierze się rzeczywiście sporo ponad dwieście. Wspomnienia przekazywane z pokolenia na pokolenie kumulują się i widzę mój Kraków w niezwykłej wielowymiarowej przestrzeni. Chłonę nie tylko bogactwo architektoniczne, ale towarzyszy mi w tle animacja przemian ich otoczenia. Ulice zaludniają się osobami, które przewinęły się przez moje życie, wynurzają się z opowieści najbliższych. Mimo że urodziłam się po wojnie, dzieciństwo spędziłam w enklawie, która zakonserwowała międzywojenną atmosferę. Wojna łaskawie obeszła się z substancją mieszkaniową miasta, a ta skutecznie, jak kapsuła czasu, zatrzymała na długi okres ewolucję obyczajową krakowian. Miasto radców, profesorów, cechowych rzemieślników, gosposi, wozaków. Miasto restauratorów i właścicieli kamienic, miasto pisarzy i aktorów, miasto książąt kościoła i wielkich kardynałów.

Danuta Czerny-Sikora
araukariaO kotach, pewnej krakowskiej kamienicy i październiku

     Znowu śniła mi się złowieszczo araukaria ciotki Stefanii. No i oczywiście zadzwoniła Marzena, moja była sąsiadka i koleżanka z czasów szkolnych. Rozmawiałam z nią krótko, a potem Maciek wpakował mnie do samochodu. Popędziliśmy na Kielecką do kardiologa. Co mnie tak zirytowało? Triumfalny ton Marzeny, złośliwa radość, że przestało istnieć to, co było bardziej moje niż jej? Podczas rozmowy mierzyłam sobie jak zwykle rano ciśnienie i nagle okazało się, że mam 235 na 120. Spanikowałam trochę, mąż oszalał ze strachu i oto przejeżdżaliśmy ulicą Lubicz. Rzuciłam okiem na miejsce, gdzie się urodziłam. Cóż, Marzena mówiła prawdę: kamienicy nr 40 już nie ma. Jakaś pętla życiowa? Właśnie umieram, a czyniąc to, trafiam do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Urszula Ciesielska - Chmielewska

Zatrzymane w pamięci

      Nie urodziłam się w Krakowie i być może nie umrę w Krakowie. Ale mieszkam tu od czwartego roku życia i w ogóle nie pamiętam czasu przedkrakowskiego. Dojrzewałam w Krakowie. Nosiłam w sobie Kraków. Kraków dał mi wszystko.
Kraków to moje miejsce na ziemi, w kosmosie, w wieczności.
Kraków jest mój do bólu, do rozpaczy, do smutku..., ale też do euforii, radości, spełnienia...
Krakowem żyję, Krakowem oddycham, o Krakowie mogę w nieskończoność...

* * *
Szkoła Podstawowa nr 49 w Borku Fałęckim. Wychowawczyni pani Jadwiga Musiał czyta Od Apeninów do Andów, jedno z opowiadań z Serca Edmunda de Amicisa. Szloch i serdeczne przytulenie.
Rok 1961. Teatr Rozmaitości (dzisiejsza Bagatela). Przedstawienie Chata wuja Toma według Harrieta Beechera. Moja obecność na nim to wyróżnienie w konkursie literackim. Płaczę jeszcze długo po przedstawieniu.
IV Liceum Ogólnokształcące przy ul. J. Zamoyskiego. Polonista profesor Józef Sykulski.
Nie narzuca schematów, pozwala samodzielnie myśleć i nawet błądzić.

wiesWspomnienie lata

Krystyna Pieniążek

   Ranek, obfita rosa po kilku krokach wzdłuż miedzy, dokładnie zmoczyła mi spódnicę. Słońce jeszcze nie grzeje jak piec chlebowy, jego ciepła starcza tylko na spijanie rosy z wysokich traw.
Ja pójdę górą, ja pójdę górą, a on doliną …
Wiatr rozwiewa moje włosy i suszy spódnicę. Babka Elżbieta mówi: młodość to jedwabista skóra i rozwiane włosy. Może jeszcze niekończące się marzenia – myślę, i ciekawość.
  Do wsi jeszcze daleko, ale wcale mi nieśpieszno do pracy. Nie lubię wchodzić ludziom do domu w porze śniadania lub odpoczynku po porannym obrządku zwierząt. To krępujące, zaraz gospodyni pyta, co zjem na śniadanie, na patelni już skwierczy słonina, z komory wyciągane są jajka i powiedz tu, żeś po śniadaniu albo, że wolałabyś kawałek białego sera ze strychu. Takiego podsuszonego, co go trzeba długo w ustach trzymać, smakować, a potem już można popić, koniecznie zimnym, mlekiem. Gorące ma za ostry zapach i rozgrzewa, a latem od rana robi to już słońce.

spotkanie1Po latach

Krystyna Pieniążek

 

 


Mieli się spotkać wreszcie, skłóceni po nieudanych oświadczynach.
Marianna czekała w umówionym miejscu ale nie wiedziała z której strony może się pojawić Rafał. Czy nie zmieniliśmy się do tego stopnia, że możemy się nie rozpoznać - pomyślała
Podobne wątpliwości musiał mieć Rafał, gdyż zreflektował się, że nie uzgodnili żadnego znaku rozpoznawczego, a umówili się na ulicy.
Marianna stała niepewnie w cieniu drzewa. Podjechała taksówka, z której wysiadł zażywny mężczyzna i nie odprawiwszy jej zaczął się rozglądać. Marianna też zrobiła kilka kroków wychodząc z cienia.
Marianna? - niepewnie odezwał się mężczyzna.

kula1Kalejdoskop – piekło, niebo…

Krystyna Pieniążek

Świt, godzina 4.35 –znowu szamotanina w oczekiwaniu na sen albo perspektywa męczącego dnia – piekło.

5.30 mięśnie Marianny powoli wiotczeją, ciało robi się ciężkie; jeszcze ze dwie godziny można pospać,. zanim nadejdzie chwila przygotowań porannych do wyjścia na zajęcia Sagi… niebo.
Autobus 194. Na ruchomym przegubie dwu członów autobusu młody chłopak. Na głowie czarny melonik, szyja wykonuje kołowe miękkie, elastyczne ruchy. Niżej biały tiszert z czarnym wzorem, klasyczne dżinsy; sylwetka drobna, i te magiczne ręce. Żółta i czerwona kule z zaskakującą pewnością, a zarazem wdziękiem, giętkością, przetaczane są przez długie palce, ręki jak u mistrza fortepianu oraz elastyczne ruchy przedramienia, momentami przez ruchy długiej szyi.

JagPozostać w nurcie. Notatki
Lato 2006

Jadwiga Jamińska

5 lipca środa
Od 16:00 byłam w kawiarni „U Zalipianek” na spotkaniu Grupy Kominkowej, która mimo przerwy wakacyjnej w SAPŻ chce działać. Siedziałyśmy w ogródku z widokiem na Planty i przechodniów. Włączone w miasto, ale zajęte sobą.
Kl. przyprowadziła L. ze Lwowa. Potem część z nas poszła do Szołayskich na wykład „Kreacje mody na plakatach Alfonsa Muchy”. Trzeci raz je widziałam i wciąż nie mam dość.

6 lipca 2006, czwartek
Wieczór. Piszę w kuchni przy stole. Kilkanaście lat temu, siedząc na tym samym miejscu, odrabiałam zadania z angielskiego, a Basia na mój widok mówiła: „Kujon, kujon !”
Próbuję pisać tekst na konkurs literacki, ale idzie to pod włos.
„Proza jest trudna jak cholera, pisać się nie wybieram” – czytałam na Turnieju Jednego Wiersza w Jaszczurach.

11 lipca 2006, poniedziałek
Budzik zerwał mnie wcześniej niż zwykle. (Mam przewagę nad Jurkiem, bo umiem nastawić alarm w telefonie komórkowym.) Jadę na zbiórkę pod Bank PeKaO S.A.

Połówka jabłka

Urszula Jaksik

- Cześć Jadziu, jestem. Na pewno się mnie spodziewałaś. Znasz mnie aż za dobrze. Pamiętasz? Zawsze tak mówiłaś. Wściekałam się na ciebie, bo niestety często miałaś rację. Bywało też, że szybciej ode mnie wiedziałaś jaką podejmę decyzję. To było naprawdę wkurzające. Ciekawe, co dzisiaj powiesz? Przyznaję, ja jestem w szoku, pół nocy nie spałam.

- Szkoda, nie możesz się dzisiaj powymądrzać. Chętnie bym cię wysłuchała. Bo ja przecież wiem, że zawsze byłaś mi życzliwa… Tak, ale do cholery daj mi jakiś znak, bo oszaleję. Wiem, wiem, nie musisz się ironicznie uśmiechać. Masz rację, jak na moje standardy, to ja już zwariowałam. Ale się porobiło. Ja, Teresa, mam lecieć na koniec świata, by spędzić święta z facetem! Przestań chichotać, bo ten piękny marmur popęka i Antoś będzie niepocieszony. A propos, widziałam wczoraj tego drania. Wchodził do kina ze swoją Jolką, trzymali się za rączki! Wstydu nie ma, dopiero za miesiąc minie żałoba po tobie, a on już znalazł sobie babę i to o piętnaście lat młodszą. Wiesz, że już mi się nie kłania? Nigdy za mną nie przepadał, ale przy tobie to trochę kultury miał, a teraz? Może jest w tym trochę mojej winy, bo mu parę razy nie odpowiedziałam, ale dżentelmen tak się nie zachowuje. Schamiał facet, mówię ci, nie masz czego żałować. Dobrze, że nie musisz tego oglądać, przynajmniej nie cierpisz. Za to ja cierpię okrutnie.

Barbara Jastrzębiec-Myszkowska

Próba interpretacji ulubionego wiersza

Poruszył mnie artykuł A.Stasiuka z Tygodnika Powszechnego ze stycznia 2012r. o zapomnianym krasnystawskim poecie Stanisławie Bojarczuku /1869-1957/, który żyjąc w warunkach bynajmniej nieskłaniających do poezji, stworzył własne niepowtarzalne imaginarium. Chłop na miedzy, przy krowach? W dodatku pisał sonety - i to jakie?! Nazwany został chłopskim Petrarką, poeta samouk, szaleniec boży, był synem uwłaszczonych chłopów z wykształceniem mniej niż elementarne.

Krystyna Kornecka
 

Moja pierwsza praca

Upalny czerwiec. Za dwa tygodnie rozdanie świadectw. Koleżanki z liceum z entuzjazmem opowiadały o pracy przy zbieraniu truskawek, ile można zarobić w ciągu kilku godzin, że zachęcona tym wsiadłam do autobusu, który mnie wywiózł za miasto. Rozedrgane skwarem powietrze nie pozwalało iść szybko; przystanęłam i z zachwytem spoglądałam na soczystą zieleń liści kukurydzy, upajając się wszechogarniająca ciszą. W ten psychodeliczny stan wdarł się ostry głos: panienko!
Tylko babcia tak się do mnie zwraca, kiedy jest ze mnie niezadowolona. Odwróciłam się. Przede mną stała korpulentna pięćdziesięciolatka w słomkowym kapeluszu. Krople potu spływały po czerwonych tłustych policzkach, po wydatnym nosie. Dysząc próbowała je zdmuchiwać.

- Czy panienka do zbierania truskawek?  - Koleżanki już od pięciu godzin pracują, powiedziała z przekąsem.
- Tak, odpowiedziałam, dzień dobry.
Podeszłyśmy do wozu, wręczyła mi koszyk dodając płacę za pełny.

- Truskawki niech panienka zrywa z szypułkami. O tą bruzdą niech idzie do przodu.
Przede mną zielone zagony rozciągają się po nieskończoność nieba. W bruzdach schylone kobiety szybko przesuwają się do przodu; tym samym, co ja śladem idzie inna kobieta zabierając co dorodniejsze owoce. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, nie mogę dostrzec koleżanek. Przyszły wcześniej i są już daleko, z przodu.

Barbara Kozubek-Marczyk    JESTEM

Jestem Polką, odpowiedziała na zapytanie o narodowość. Wypełniła stosowne formularze, tam krzyżyk tu fajka i spokojnie zajęła miejsce oczekując na kontrolę bagażu. Przeleciała wzrokiem banery reklamowe, zgodnie z daną sobie obietnicą zrezygnowała z aktywności telefonicznej i zbytniej otwartości w nawiązywaniu przypadkowych kontaktów słownych. Zostało jej własne towarzystwo. Deklaracja narodowości stała się drożdżami rozważań prowadzonych, zresztą nie pierwszy raz, nad jej definicją.
W domu wychowana była w duchu romantycznego patriotyzmu. Szlak bojowy ojca z finałem nad Bzurą, AK rodziców na obczyźnie i w kraju, tajne komplety, Bratniak. To wszystko dostała w pakiecie nakreślającym ramy miłości do ojczyzny. Pierwszego szoku doznała, gdy dowiedziała się, że jej prababka była Bawarką. Przez tydzień ryczała do poduszki ze wstydu i upokorzenia. Potem okazało się, że babka po mieczu była przechrzczoną Żydówką. Powierzono jej tę informację jako wielki rodzinny sekret, no bo wiesz, gdyby wujostwo się dowiedzieli, albo teściowie twojej siostry...
Nie chciała nikogo skrzywdzić, ale była podekscytowana tą wiadomością i zdawało jej się, że osobiste IQ jakby nieco skoczyło w górę. Potem na Rakowicach znalazła prababkę Czeszkę. Wprawdzie zaczęła na nią zwalać skłonności do tycia, ale szybko zamortyzowała sobie tę niedogodność informacją ze starych pamiętników – ponoć prababka była blisko spokrewniona z jednym z prezydentów Pragi.

schwartz chKrystyna Kornecka  

Rozmowa nastolatki z Wiedźmą

Jesteśmy już w A.D. 2015, a ja nie wiem co mnie czeka. Jak co roku z tą samą nadzieją i jeszcze większymi oczekiwaniami wchodzę w Nowy Rok wierząc, że zmiana daty przyniesie również korzystne zmiany w moim życiu. W listopadzie kolorowe gazety wabiły tytułami: Wielki horoskop na Nowy Rok! Przepowiednie dla Polski i Ciebie! Nadchodzi czas spełniania Twoich marzeń! Nie tylko aktywni ale nawet ci, którzy pozostają obserwatorami życia teraz złapią wiatr w żagle! Gwiazdy wyznaczają dobry czas na działanie, ale nigdy nie zaszkodzi pomóc szczęściu zaklinając je w magicznych rytuałach!
A ty co? Nie kupiłaś gazet z horoskopami, zawzięłaś się, dość tych bzdur. A dziś dręczą cię wątpliwości. Czemu nie kupiłaś magicznych kart do wróżenia, chińskich ciasteczek z ukrytą w nich mądrą maksymą, Horoskopu Apollińskiego, albo przynajmniej książeczki z proroctwami i przepowiedniami wielkiego wizjonera Nostradamusa?

przyjazn2

Barbara Jastrzębiec- Myszkowska

O przyjaźni
Młodzieńcze marzenia o miłości i przyjaźni snują się przez całe nasze życie.
Powszechnie mówi się, że przyjaźnie są na całe życie. Jestem wdzięczna naszej koleżance Bożenie za podanie takiego właśnie tematu do przemyślenia i napisania. Najgłębiej tkwią we mnie przyjaźnie długotrwałe i sprawdzone na dobre i na złe. Takie cenię najbardziej, nie mogłabym się bez przyjaźni obejść. I Ci co odeszli nadal pozostają moimi przyjaciółmi.
Śledzenie przyjaźni w kręgu artystycznym było i jest moją szczególną pasją.

koniczynka

Barbara Jastrzębiec-Myszkowska

Szczęście

Tylko ona cię zbawi, przeklęta i jedyna, gwiazdy wyprawi, rytm święty, mowa - POEZJA - K.I.Gałczyński.
Epikur za najwyższe dobro uważał brak cierpienia. Dla niego człowiek, który nie cierpi, stawał się automatycznie człowiekiem szczęśliwym. Ważne założenie tej filozofii, stanowiła swoista radość życia, korzystanie z jego uroków, cieszenie się tym co daje los.
XVI w – J.Kochanowski: Los to koło Fortuny. Na podstawie fraszek Jana można wytypować dekalog człowieka szczęśliwego.

Barbara Jastrzębiec Myszkowska

Magiczny Kraków

Mój magiczny Kraków Noszę trzy miasta w sercu-przedwojenny Lwów,pogodny,życzliwy ludziom Wrocław i królewskie miasto Kraków.Często zastanawiam się;czy miasto jest dla ludzie,czy ludzie są dla miasta.Zapewne oddziaływania są wzajemne,a naruszanie tej równowagi zaburza komfort egzystencji.Kraków,który w czasach powojennych i PRL-u był pod każdym względem,obecnie pięknieje,kwitnie i rozbudowuje się.Zaczyna nabierać cech miasta europejskiego,licznie odwiedzanym przez turystów z całego świata.

Krystyna Pieniążek  Wrażenia z kopalni węgla.
Człowiek człowiekowi katem – wielokrotnie skrzywdzeni

guNajniżej w Europie położona trasa turystyczna, w zabytkowej kopalni węgla kamiennego - Guido w Zabrzu. Przymiotników w stopniu najwyższym opisujących ją nie brakuje, od „najgłębiej położona impresaryjna teatralna scena oraz najlepsze brzmienie muzyki", po „kameralne miejsce spotkań i najgłębiej położony pub w Europie".
Oferta rozszerzona: edukacyjna i komercyjna; obydwie obejmują segmenty usług przeznaczone dla odmiennych grup klientów; od dzieci, przez młodszą i starszą młodzież, po cztery pakiety usług dla VIP-ów. Gdzieś po drodze w ofercie zniknął zwykły zjadacz chleba, zwykły turysta, ale gdy stworzyć grupę, będą to ludzie w różnym wieku - z przewagą osób starszych, mających różny bagaż doświadczenia. Oferta jest tak szeroka, że teoretycznie każdy powinien znaleźć coś szczególnego dla siebie.

Zofia Tomaszek  -  refleksje z kopalni GUIDO w Zabrzu

Guido2 Kraina geograficzna Śląsk zawsze kojarzyła mi się z regionem brudnego miasta, zanieczyszczonego powietrza, zamożnością rodzin górniczych, pracujących mężów i niepracujących żon - „kobity jak piece", mąż jak "przecinek". Nigdy nie zastanawiałam się jakie życie tętni pod ziemią, mając jedynie świadomość, że górnik wyjeżdża na wierch, po szychcie, umorusany i zmęczony.
Możliwość zwiedzania podziemi kopalni GUIDO na poziomach stosunkowo płytkich, bo 170 i 320 metrów pod ziemią uświadomiła mi w jakich nieludzkich warunkach pracują ludzie, chociaż zabezpieczani środkami bhp, to jednak bez jakiejkolwiek gwarancji, że zjazd pod ziemię zakończy się powrotem pod nieboskłon.

Urszula Jaksik  -  "Dwadzieścia dziewięć guzików"

GuidoNie wiedziałam, że galowy mundur górnika ma dwadzieścia dziewięć guzików. To na pamiątkę świętej Barbary, ich patronki, która zginęła mając 29 lat. Nie wiedziałam, że skrzyżowany młot i kilof widniejący na czapce górniczej mojego ojca nazywa się kupla. Tyle rzeczy nie wiedziałam, dlaczego? A powinnam. Barburka była zawsze wielkim świętem w naszej rodzinie. Mój ojciec całe swoje zawodowe życie pracował w kopalni, codziennie zjeżdżał szolą pięćset metrów pod ziemię, nawet w niedziele i święta.
Dziś przekonałam się, że nie jest to przyjemny zjazd. Ciasna, metalowa klatka trzęsie się, głośno skrzypi opadając w dół w całkowitych ciemnościach. Z każdym metrem robi się chłodniej.

Barbara Jastrzębiec-Myszkowska

Kraków bez makijażu

Dzieje się coś złego,kiedy przychodzi developer,mówi „ja wyłożę pieniądze, a miasto się zgadza i w związku z tym nagina prawo. To smutna konstatacja dla ponad 755 tysięcznego mieszkańców Krakowa, pewnie nie do końca konsultowane decyzje budzą opór i protesty. Jak powiedział Filip Springer miasto to zespół idei, a nie budynków. Kraków miasto historyczne o sporej ilości zabytków miał dotychczas miano konserwatywnego, z czym obecnie trudno się zgodzić. Jest to miasto otwarte o cechach metropolii globalnej /w/g brytyjskiego think tanku /, rozbudowujące się w miarę wszechstronnie.

Są też i cienie i zagwozdki w strukturze urbanistycznej, komunikacyjnej i mieszkaniowej /mieszkania socjalne /.Ulice w ścisłym śródmieściu jak Karmelicka, Starowiślna czy Zwierzyniecka to prawie ulice usiane bankami. Wywózka śmieci odbywa się między godz 9 a 11 w godzinach wzmożonego ruchu samochodowego. Poza ścisłym środmieściem z przysłowiową świecą szukać można ciekawej,przytulnej kawiarenki, pubu, czy baru. Dyrektor MCK – Pa. Purchla ,twierdzi że Kraków jest zdominowany centralnie w budżetówce, jest coraz mniej połączeń lotniczych z Krakowem, radio lokalne i tv o małym zasięgu, a jedyne czasopismo ogólnopolskie to Tygodnik Powszechny ma zasięg ogólnopolski.

Barbara Jastrzębiec-Myszkowska

Stereotypy

Walter Lippmann - twórca pojęcia stereotypu, opisał je metaforycznie: "Stereotypy to "obrazy w naszych głowach".
Są uporczywe, nieelastyczne, dogmatyczne, puste treściowo, jednakowe. Mocno zabarwione emocjonalnie i wartościujące, oporne na zmiany, upraszczają rzeczywistość. Gordon Allport - amerykański psycholog, jeden z pionierów badań nad stereotypami doszedł do wniosku, że stereotyp kieruje się prawem mniejszego wysiłku - skrótami myślowymi w procesie poznawania, ułatwiającymi zrozumienie tego co nas otacza – co jest czasami niezbędne do funkcjonowania. Problem pojawia się w momencie, kiedy myśląc stereotypowo oddalamy się od stanu faktycznego i tworzymy fałszywy obraz rzeczywistości.

Joomla Template - by Joomlage.com