kawkaUMÓW SIĘ ZE MNĄ NA KAWĘ

  - Umów się ze mną na kawę – Wspaniały pomysł! Wieki cię nie widziałam, ile to już lat….Koniecznie musimy się umówić, pogadamy jak dawniej, zadzwoń.

  - Umów się ze mną na kawę - Po co, wszystko już zostało powiedziane. Chyba nawet za dużo. Nie widzisz, że to już koniec? Kawa niczego nie zmieni.

  - Umów się ze mną na kawę – Zapraszasz mnie na randkę? Nie za szybko? Już ja wiem jak się to skończy – najpierw czarna i winko, a potem biała z croissantem na śniadanie. Żartowałam, chętnie się z tobą umówię.

sosnyPRZYJACIÓŁKI

  Zachłyśnięci poczuciem supremacji naszego gatunku, traktujemy protekcjonalnie niebo i ziemię, czyniąc je sobie poddanymi, jakby przykazania biblijne nigdy nie zostały zweryfikowane. Chronimy przyrodę, dbamy o nią, wcale nie z potrzeby uznania jej należnego w świecie miejsca, ale dlatego, że ona nas karmi, daje schronienie, bez niej nie istniejemy. Trochę jak pan, co dobrze traktuje chłopa, bo kto mu pole na wiosnę obsieje, gdy ten zaniemoże?

PrzedwiosniePrzedwiośnie (z cyklu zmysły – SŁUCH)

    Słyszysz – to wiatr szumi w gałęziach drzew. Skrzypią konary, spragnione wody, ptaki nieśmiało zaczynają śpiewać. Kos biega po ogrodzie za swoją wybranką, słyszysz jak tupie? Nie słyszysz, bo biega na palcach; tup, tup, tup. Ona jeszcze ucieka, niepewna, czy to już teraz. Szeleszczą wyschnięte trawy na łące pod lasem, spróchniałe gałęzie trzeszczą pod naporem wiatru. Nieopodal strumyk perlistym śmiechem zanosi się po kamyczkach.

Smak

  Profesorowa Aurelia S. przechadzała się zwolna cmentarnymi alejkami, rozkoszując się kolorami jesieni i słonecznym dniem. Odwiedzała matkę, która co prawda już dawno odeszła z tego świata, ale wciąż jeszcze za nią tęskniła. Myślała o wielu sprawach, które nieustannie zaprzątały jej wyondulowaną główkę i nagle wzrok jej padł na rozłożysty, dorodny krzak cisu, obsypany czerwonymi perełkami owoców. Był taki piękny! Po chwili zadumy – a miejsce do tego przecież stworzone – zerwała garść kuleczek i wciąż zamyślona wrzuciła je do kieszeni skrojonego na miarę żakietu. Ruszyła w drogę powrotna, do domu na Gołębią. Tyle miała jeszcze do zrobienia. Aurelia S., żona znanego prawnika, profesora UJ -tu znana była w mieście z najlepszych „wieczorków kolacyjnych”, jak je sama kiedyś nazwała i trzeba było być „kimś” w Krakowie, żeby dostąpić zaszczytu na nich bywania.

DOTYK

Stuk, stuk…gul, gul…puk, puk, brzdęk, plusk…Nareszcie! Teraz tylko trzeba je kochać. Na piersi pielęgniarka położyła jej różową, śliską kuleczkę, jeszcze ciepłą i mokrą, ale już jej. Teraz tak się robi. Przez pierwszy dotyk dziecko nawiązuje wieź z matką. Tak powiedzieli. Ilona wie od swojej matki, że dawniej było inaczej. Niemowlę zabierano zaraz po porodzie, nie wiadomo gdzie, na jak długo… Leżało tam gdzieś miedzy innymi dziećmi z czerwonymi od płaczu, pomarszczonymi buźkami, wystającymi z czapeczek i powijaków. Matki dostawały je tylko do karmienia. Wtedy przez chwilę mogły się nacieszyć, nagłaskać, nacałować.

MAGIA

MagiaMój ojciec był czarodziejem. Jedno z pierwszych wspomnień z mojego dzieciństwa to spacer po Rynku po kocich łbach wśród gołębi. Mam pięć lat i bezgraniczną ufność we wszystko co on powie. Wiesz – pyta poważnie – że mogę zamienić się we wszystko, w co tylko zechcę? Trochę niedowierzam i on to widzi. – Mogę na przykład zamienić się w gołębia, chcesz tego? – Z radością przystaję na tę propozycję. – Dobrze, zamienię się, ale pamiętaj, że mogę stąd odlecieć i zostaniesz tu sama.

Spotkanie

Magiczne są to spotkania, gdy pani spotyka pana
Motyle latają w brzuchu, świat cały zamiera w bezruchu
Spojrzenia wymieniają, spod rzęs nieśmiało zerkają.
Pierwsze uśmiechy, muśnięcia i od niechcenia dotknięcia
Długie spacerki, rozterki, czy można już więcej i prędzej?

Do przyjaciela

      A gdyby ktoś ci powiedział, że możesz cofnąć czas, co byś zrobił? Jest pewnie wiele rzeczy, których żałujesz. Tych, których nie zrobiłeś, albo właśnie zrobiłeś, a nie powinieneś był…Czy gdyby ktoś wynalazł eliksir na powrót do lat młodzieńczych, zrobiłbyś wszystko, żeby go zdobyć? Powiedz, bo jestem bardzo ciekawa, czy jesteś szczęśliwy w swoim życiu. Wiesz, pewnie w innym życiu nie spotkalibyśmy się, albo nie zaprzyjaźnili, bylibyśmy przecież innymi ludźmi . Niekoniecznie lepszymi, ale nasze losy potoczyłyby się inaczej. Czy chciałbyś mieć inną rodzinę, zawód, przyjaciół? A może ty zadowolony jesteś z tego, czym los po drodze cię obdarował…

JĘZYK

  Z punktu widzenia estetyki i anatomii, nie jest może najpiękniejszym organem człowieka. Choć i to bywa względne. Zakochany mężczyzna widzi koniuszek różowego języczka, który nieśmiało wysuwa się z rozchylonych usteczek zawstydzonego dziewczęcia. Po latach, to samo dziewczę, żona zapewne, kłapie ozorem przy byle okazji. A jak już z sąsiadką do społu wezmą biedaka na języki, to wióry lecą. Co bardziej odporni i lepiej wychowani, mogą w odwecie zamiast środkowego palca, który jak wiadomo przywędrował do nas zza oceanu, tak bardziej swojsko, pokazać im język. Nie chcąc kłopotów, można się też w język ugryźć.

Spowiedź 

U spowiedzi proszę księdza byłam bardzo dawno temu.
Prawdę mówiąc, nie wiem czemu nic nie miałam na sumieniu.
Jakieś śluby, chrzty i święta, całkiem dobrze to pamiętam
Po karteczkę ta kolejka… do konfesjonału kręta.
Grzechy wszystkie zapisałam, gdzieś ta kartka się podziała
Ksiądz pozwoli, że tak z głowy będę wszystkie wyliczała.
Dzieckiem będąc durnym, chmurnym, dorastałam niepokornie
Ukradzione w sklepie dropsy smakowały wręcz wybornie.
I jeździłam bez biletu, żeby trochę zaoszczędzić
Papierosy były drogie, piwo bałam się podwędzić.

COŚ

cosCoś mi nie daje spokoju. Nie, żeby mi Coś przeszkadzało, ale jest Coś, co sprawia, że nie wszystko w moim domu jest normalne. Coś mi mówi, żebym nie drążyła, nie zwracała uwagi, a jednak…Coś się dzieje. Coś, Niecoś… Nie wiem, co to jest, może się nigdy nie dowiem, choć przeczuwam, że Coś zostało po poprzednich właścicielach naszego mieszkania.

krolowieKORONA KRÓLÓW

Po świecie gruchnęła nowina
Obiegła miasta i wioski, że cud się stał boski
Na świat przyszła dziecina.

Zewsząd dary ludzie znoszą i pokłony biją nisko
Nawet jeśli nie ufają, nie pojmują, lecz próbują
Cud zrozumieć i cześć oddać mimo wszystko, mimo wszystko

PAN BÓG ODWRACA GŁOWĘ

   Cezary Kopytko siedział przed kominkiem, a pomarańczowe płomienie tańcząc i sypiąc iskrami ogrzewały jego bose stopy. Myślał o tym, jak potoczyło by się jego życie, gdyby urodził się w innej rodzinie, w innych czasach, albo w innym kraju. Był siódmy z rodzeństwa. Chowali się właściwie sami, pilnując się nawzajem, brudni, zaniedbani, często głodni. Ojciec co zarobił to przepił, matka z wycieńczenia i tej biedy zmarła, a rodzeństwo albo poszło w jej ślady, albo w świat i ślad po nich zaginął. Został tylko on z bratem i jak mówią , zajęło się nimi państwo. Sierociniec znajdował się tylko kilka przecznic od ich chałupy i odtąd miał się stać drugim domem Cezarego, bo młodszego brata szybko adoptowali i od tej pory nie miał z nim kontaktu. Matkę słabo pamięta, ale z tych strzępków wspomnień zostały słowa, które mówiła jak mantrę – Idź na księdza, będzie ci dobrze. Był zdolny, dobrze się uczył i szybko stał się protegowanym i ulubieńcem, młodego wówczas kierownika. Dom Dziecka, nazwy sierociniec już się nie używało, nosił paradoksalnie radosną nazwę „Szczęście”. Cezary nigdy nie był w nim szczęśliwy. Dzieciaki były wredne, a wychowawcy bezlitośni. Nigdy nie zapomni swoich dziesiątych urodzin.

DECYZJE

   Kobiety to mają naprawdę ciężkie życie – pomyślała Ilona wyłączając dzwonek natrętnego budzika. Jeszcze troszkę, parę minut, albo nie, bo znowu się spóźnię. Prysznic, czy wanna? Chyba jednak wanna, albo nie, prysznic, tak będzie szybciej. Makijaż od lat ten sam, nad tym się na szczęście nie trzeba zastanawiać, schody zaczynają się dopiero po otwarciu szafy. Spodnie, tak, chyba spodnie, ale które, no i bluzka, cholera, ta poplamiona, ta nieuprasowana, a inne nie pasują kolorem do tych spodni.

Ja kotJa – Kot, czyli opowieści z pazurem

Niewiele pamiętam z mojego pierwszego życia, bo jestem tu już ósmy raz, a wszystkie te miejsca, fakty i wspomnienia trochę mi się plączą, wiele zapomniałem, ale nigdy nie zapomnę ludzi, którzy do mnie należeli. Pierwsza była Alina, Ala, cudowna dziewczynka, dzięki której tak wiele dzieci się o mnie dowiedziało. Jak to było…Kot ma Alę? Tak. Tak to właśnie brzmiało i tego się będę trzymać.

tea cupTrudno

Tak sobie siedzę nad filiżanką herbaty i myślę nad słowem „trudno”. Może napiszę wiersz; mam już nawet kilka błyskotliwych rymów w rodzaju „nudno, brudno, marudno”, jednak zupełnie nie jestem dzisiaj skora do żartów. Herbata stygnie, myślę dalej. Nastrój mam raczej filozoficzny, więc chyba pójdę w tę stronę.

Grzech

       Diabły już zacierają czarne od smoły ręce. Uwielbiam grzeszyć. Co tu dużo mówić, wszyscy to lubimy. Mam na sumieniu sporo grzechów, ale największą frajdę sprawiają mi te małe, niewinne grzeszki, od których życie dostaje tę odrobinę pikanterii. Bez nich było by mdłe i nijakie. Co mnie trochę martwi i co uważam za wielką niesprawiedliwość, to fakt, że te grzeszki są zwykle bardzo niezdrowe. Chyba po tym się je rozpoznaje. A jak niezdrowe, to na pewno pyszne, miłe, albo choćby ekscytujące. Nie jedz tyle, bo utyjesz. Nie pal, bo dostaniesz raka. Nie morduj sąsiada, bo pójdziesz siedzieć. Nie miej kochanka, bo masz męża. No i jak tu nie pocieszyć się kubełkiem lodów, mimo, że to grzech straszliwy?

Wyspa skarbów

Na wyspę jeździliśmy co roku. Mama uwielbiała tam spędzać wakacje, więc od jakiegoś czasu przestaliśmy nawet robić plany urlopowe, bo wiadomo było z góry, że i tak skończy się na tym, że pojedziemy na wyspę. Mama nazywała ją zawsze Wyspą Skarbów. Nie, nie dlatego, że były tam jakieś ukryte przez piratów kosztowności. Po prostu w ten sposób o nas mówiła –„ moje Skarby”, „moje Skarbeczki”. Odkryła tę wyspę dla nas, dla swoich „Skarbów”, jako idealne miejsce dla dzieci, na niczym nie skrepowane wakacje. Jeździliśmy w czwórkę – mama, tata, ja i mój cztery lata młodszy brat Papi. Tak naprawdę, miał na imię Patryk, ale tak na siebie mówił i końcu wszyscy zaczęliśmy go tak nazywać. Kiedy Papi był całkiem mały, miałem wyspę tylko dla siebie.

Czas

  Teresa dawno już pogodziła się z przemijającym czasem. Te parę zmarszczek, które pojawiły się wokół jej wiecznie zdziwionych oczu przypominały jej jednak, że on płynie nieubłaganie. Niezliczone eksperymenty z coraz wymyślniejszymi kremami, nie są wstanie tego procesu ani zatrzymać, ani tym bardziej odwrócić. Uśmiecha się wtedy do lustra, myśląc, że te zmarszczki dają jej również poczucie spełnienia, równowagi i pewności, że błędy wieku cielęcego ma już za sobą. Niektórym wspomnieniom zacierają się powoli kontury, niektóre dostają całkiem nowych barw, zwykle jaśniejszych. Takie podkolorowane zdarzenia z przeszłości, co prawda nie są całkiem uczciwe, ale dają cudowną moc wybaczania i rozumienia ludzi, których los postawił na naszej drodze.

prezentyPREZENTY

Jasny gwint i jasna cholera!
I niech mnie lewy but uwiera
Już za późno, jutro Święta
Zapomniałam o prezentach
Może coś wyciągnę z szafy
Jakieś stare fatałachy
Nie noszone, w dobrym stanie
Całkiem ładne no i tanie.
Czekoladki, od sąsiada
Leżą gdzieś od listopada
Już pokryły się nalotem
Odkładane wciąż na potem
Jeszcze parę bibelotów
Muszę znaleźć wśród klamotów

Rozmyślania przed lustrem

Wciąż jeszcze mam swoje odbicie w lustrze. W tym pożółkłym, starym lustrze po przodkach nawet się lubię przeglądać. Te rysy na twarzy, to tylko srebrzenie przetarte, zamglone spojrzenie rozmywa się w poszarzałej tafli. W takich lustrach nie ma okrucieństwa czasu, nie oceniają bezlitośnie. Są bardzo taktowne. Witryny mijanych sklepów, to szybkie spojrzenie, bardziej na sylwetkę. Nie powinnam się przed nimi zatrzymywać na dłużej. Gdy jednak to zrobię, zwykle wzrok wędruje ku górze, a tam wyprężony, bezczelnie perfekcyjny , cóż że plastikowy, manekin, w modnej w tym sezonie garsonce. Obok ja. Obrażona odchodzę. Wsiadam do auta, rzut oka we wsteczne lusterko. Jak się przybliżę, widzę tylko oczy. Może to wystarczy. A tak przy okazji, czy jeszcze ktoś się przegląda w wodzie? Najlepiej to robić o zachodzie słońca, wtedy skóra ma piękny koloryt. Szkoda, że nie mieszkam nad jeziorem.

Maj, 2019

Droga krajowa numer 7 od granicy województwa małopolskiego jest jeszcze piękna. Pewnie już niedługo, bo od Warszawy za Kielce zrobiono z niej prawie autostradę, a wkrótce i resztę przerobią. Nigdy tak szybko nie jechałam do domu, jak po tym długim, majowym weekendzie. Szybko i nudno. Nie ma na czym oka zawiesić. No cóż, signum temporis – znak czasu. Dopiero za Sędziszowem widać jak wiosna wtargnęła do lasów, na łąki, do przydomowych ogródków. Żółte chusteczki rzepaku, porozrzucane tu i ówdzie ożywiają zielone pola. Jest pięknie.

DRZEWO

To DRZEWO może nie było zbyt bystre, ale z pewnością było bardzo mądre. Nie rozumiało tego świata i praw nim rządzących, ale nabyte przez lata doświadczenie sprawiało, że widziało, słyszało i czuło wszystko, co się wokół niego wydarzyło przez ostatnie sześćset pięćdziesiąt lat. Ot, taki niemy świadek historii. Kiedy się urodziło, świat wokół niego był prostszy. W głębokim średniowieczu, maleńka osada, obok której dorastało, otoczona była puszczą, której lokatorzy dawali mu tak potrzebne poczucie bezpieczeństwa.

Drzewni kuzyni, różnych gatunków, wieku i urody zatrzymywali wichury i śniegi, by malutkie drzewko mogło się rozwijać bez przeszkód i kiedyś stać się symbolem siły, potęgi, a nawet władzy.

DRZWI

Wszystkie drzwi mają w sobie coś magicznego. Na przykład drzwi mojego mieszkania. Te drzwi dzielą dwa światy, w których żyję. Otwieram je i już znajduję się po drugiej stronie bezpiecznej i znajomej przestrzeni. Za progiem czeka zawsze niewiadoma i to jest ekscytujące, ten dreszczyk emocji w oczekiwaniu na nowe miejsca, nowe sytuacje i nowych ludzi. To może być nawet wyjście po bułki do sklepiku za rogiem. Już w windzie uśmiechnie się sąsiad, za progiem zaskoczy chłód lub ciepły wiatr.

Korzenie

Jestem stąd, ale i stamtąd. Wszędzie gdzie jest mi dobrze, jest mi po prostu dobrze. W miejscach przyjaznych, pięknych i tych brzydkich, ale w danym momencie moich. Mieszkałam w kilku krajach, bywałam w wielu i jak w znanej piosence, która kończy się nieparlamentarnym zwrotem „Byłam w Rio, byłam w Baio, byłam nawet na Hawaio, wszystko ch…”. Wszędzie tam byłam u siebie. Kosmopolityzm? Nic podobnego! Czuję się za to pełnoprawną obywatelką kosmosu i staram się przestrzegać praw w nim rządzących. Wierzę jednak w uniwersalne wartości przekazywane nam przez rodzinę i środowisko, w którym dorastaliśmy, które nas kształtowało.

Rodzinna tajemnica

W każdej rodzinie są sprawy zawiłe, niewyjaśnione i takie, o których mówi się szeptem, albo nie mówi się wcale.
Ta historia ma swój początek z nastaniem XX go stulecia. Jest lato tysiąc dziewięćset pierwszego roku. W majątku moich prapradziadków na Wileńszczyźnie, na tyłach domu, za ogrodem rozciąga się sporej wielkości staw. Jeziorko, jakich wiele w tamtejszej okolicy, z rozłożystą wierzbą po środku. Okoliczni mieszkańcy łowią w nim ryby, a dzieci w zimie ślizgają się na łyżwach. Do wody nikt nie wchodzi, bo mętna od glonów, a brzegi porośnięte gęsto szuwarami.

Zaskoczenie

   Zakręcił jeszcze raz korbą, tak, żeby dać mu ostatnią szansę i nagle silnik zaskoczył. Kiedyś to były samochody, nieskomplikowane, łatwe w obsłudze, no, takie… przyjazne człowiekowi. Czysta mechanika. Żadnych komputerów, czujników, bajerów, nie wiadomo po co to komu potrzebne. Przyszło tak szybko, z zaskoczenia, a on nie był wcale przygotowany na takie tempo rozwoju technologii. Nie w tym wieku. Właściwie nic go już nie powinno dziwić. Przeżył tyle lat, tyle już widział, ale wciąż czegoś nowego się uczył, o czymś dowiadywał. Zadziwiająco dobrze działała mu wciąż jednak głowa. Reszta się posypała nie wiadomo kiedy i czuł się często jak ten jego grat na poboczu drogi.

BOGUŚ

     Zdejmij te nogi ze stołu, nie jesteś w Ameryce – warknęła jak zwykle wkurzona matka obierając kartofle na obiad. Nawet na niego nie spojrzała, kiedy wybiegał z kuchni. Wiecznie to samo - nie daleko pada jabłko od jabłoni, nie tacy już mądrzy byli, za wysokie progi i tym podobne porzekadła towarzyszyły mu od najmłodszych lat. Ojca nie bardzo pamięta, a właściwie to co pamięta, wolałby zapomnieć. Wiecznie pijany, raz wściekły, raz apatyczny, szybko ich opuścił umierając w przydrożnym rowie, po libacji w Kółku Rolniczym. Był jeszcze mały, ale pamięta, że matka najbardziej zmartwiła się, że nie ma go w co ubrać do trumny. Potem przyszły większe zmartwienia. Buty, wraz z trójką rodzeństwa nosili na zmianę.

FridaDiego, Najdroższy,

Ostatnie dni nie były dla mnie dobre. Po tej siódmej już operacji, jest ze mną tak źle, że nie mam siły wziąć pędzla do ręki. Piszę ten list, bo nie wiem, czy zdołałabym wypowiedzieć wszystko, co czuję, o czym tak dużo myślę. Ty jeden rozumiesz mnie najlepiej, więc wiesz, że przemawiać potrafię tylko moją sztuką. Wciąż mnie pytają, dlaczego w kółko maluję swoje portrety.

Pewnie myślą, że to wynik narcyzmu, albo brak wyobraźni. A ja wciąż to samo odpowiadam - na niczym się lepiej nie znam, niż na moim biednym, poturbowanym przez los i choroby ciele.

Polska dla Polaków

Wygląda na to, że nawet z siebie przestaliśmy już żartować. Jeśli gdzieś słychać śmiech, to bardziej przypomina on wulgarny rechot w podmiejskiej mordowni, niż beztroskie, szczęśliwe uniesienie. Żaba jeszcze nie czuje, że woda w balii robi się coraz cieplejsza. Co musiało by się zdarzyć, żeby z niej wyskoczyła? Dolać wrzątku? Czy dopiero światowy kataklizm mógłby nas wyrwać z letargu, byśmy na nowo zjednoczyli się w obliczu wroga zewnętrznego? Nie znam narodu, który by się wzajemnie tak nie lubił i nie szanował, jak Polacy.
Bezustannie powołując się na Grunwald i Wiedeń, jednocześnie zapijamy nasze codzienne i jak najbardziej współczesne kompleksy. Za granicą bardzo niechętnie przyznajemy się do naszej Polskości, żeby za chwile obwołać się mesjaszem narodów z bohaterską przeszłością. Ta schizofreniczna percepcja sprawia, że już nie wiemy, kto się przegląda w tym krzywym zwierciadle.

W  Sagowym Ogródku

   Tyle pięknych kwiatów w tym naszym ogrodzie !
Rosną tak nieprzerwanie już od pięciu lat. Mijają pory roku, zmieniają się kolory, a one kwitną. Niektóre z przyzwyczajenia, większość, bo tak zwyczajnie lubią tę grządkę i dobrze się tu czują. Są też takie, co którejś wiosny nie wzeszły, ale my pamiętamy ich zapach i radość, jaką wniosły do naszego życia. Dbajmy zatem o ten ogród, pielęgnujmy go z życzliwością i troszczmy się o każdy kwiatek.

 

Co niesie radość

Artystom – tworzenie
Marzycielom – marzenie
Gadułom – gadanie
A marudom – narzekanie
Radość niosą pory roku
i długie rozmowy po zmroku
Kota przytulanie,
granie i śpiewanie

Lato w pełni, księżyc w pełni
Kiedy wróżka wróżbę spełni
Dzieci cieszą się zabawą,
przyjaciółki wspólną kawą

Radość zawsze niesie zdrowie
i myśl jasną w twojej głowie
Słowa pełne życzliwości
niosą zawsze moc radości

Jesteś piękna

Jesteś piękna. Lena wielokrotnie w dzieciństwie słyszała te słowa od ojca i jako dziecko, zapewne w to wierzyła. Szkoła szybko pozbawiła ją złudzeń, a niewybredne żarty kolegów wpędziły w ciężką depresję. Nie posyłało się wtedy dzieci na terapię, więc Lena sama musiała stawić czoło koszmarom i odbiciu lustrze. Niezliczone przezwiska i docinki z czasem pozbawiły ją ducha walki. Przestała już nawet zwracać na nie uwagę, pogodzona z losem, jaki przypada osobom pozbawionym urody, lub choćby wdzięku. Zaniedbywała naukę, koleżanek nie miała bo się jej wstydziły, o chłopakach nawet nie odważyła się marzyć.

KONIEC LATA 

Ona

Siedziała na ławce na krakowskich Plantach zapisując w pamiętniku obrazy, nastroje i wrażenia z ostatnich dni. Jak zwykle bardzo emocjonalnie. Lato powoli gasiło zieleń, ale słońce sączyło się jeszcze przez korony drzew, zrzucając przy tym kasztany na alejkę. Bęc, bęc, spadały turlając się po twardej nawierzchni. Kilka podniosła i położyła koło siebie na ławce. Pisała o tym, jaka jest szczęśliwa w tym mieście i jak bardzo chciałaby tu zostać do końca życia. Miała dopiero siedemnaście lat. Za kilka dni rozpoczynała studia i z wrodzoną sobie odwagą i radością patrzyła w przyszłość.

images 1Słowa

    Żeby się w pełni rozwinąć myśl od jakiegoś czasu błąkała się po głowie w poszukiwaniu właściwego słowa. Choć tyle słów cisnęło się jej na usta, przeczesywała skomplikowane korytarze, by trafić na dobre słowo. Po drodze skołatana myśl, czasem wpadała w słowo, albo raniła się boleśnie o zastawione w ostrych słowach pułapki. To była trudna, ale i ciekawa przygoda. Po drodze, tu i ówdzie, spotykała czasem dumne i szanowane słowa honoru, albo malutkie jeszcze i niewinne słowa zucha, czy skauta. Ale to nie ich szukała. Nie zraził jej nawet dolatujący z najciemniejszych zakamarków fetor. Tam mieszkały wulgarne, brzydkie słowa. Przez ten okropny zapach, przebijał się jednakże jakiś inny, delikatny i subtelny.

primaPRIMA APRILIS

      Przecież wcale tego nie chciał. To miał być żart, jeden z wielu, z których matka się zawsze zaśmiewała. Opowiadała wszystkim znajomym, jak to rozśmiesza ją do łez odkąd się urodził. No, będzie tego już z górą czterdzieści lat. Kiedy ojciec się od nich wyprowadził, tylko on jej został i tylko jemu na niej zależało. Tak mówiła. Mówiła też, że serce by jej pękło, gdyby się kiedyś chciał ożenić. Żadna kobieta nie dbała by tak o niego. Żadna nie doceniła by wdzięku, inteligencji, a przede wszystkim poczucia humoru, które niewątpliwie po niej odziedziczył. Był takim radosnym dzieckiem. W szkole nie uczył się najlepiej, ale zawsze potrafił rozbroić nauczycieli, robiąc te swoje śmieszne miny i jakoś wszystko mu uchodziło na sucho.

1Afryka udomowiona
Zapuszczamy korzenie - część trzecia

Trzeba coś robić. Życie wydaje się być tak wygodne, że ani się człowiek obejrzy, a rozleniwi się, zgnuśnieje. Dom wyposażony w najpotrzebniejsze sprzęty, dzieci próbują przez ogrodzenie nawiązać kontakt z afrykańskimi sąsiadami, zaczepiając ich po włosku (!). Zapuszczamy korzenie. Swoją drogą i mnie dopadła segregacja, w dość zabawnej sytuacji. Tym razem segregacja płci. Kiedy poszłam do sklepu kupić lodówkę, w końcu zaczyna się lato i jest to sprzęt najpotrzebniejszy, okazuje się, że nie chcą mi jej sprzedać. Sprzedawca wciąż pyta gdzie mój mąż. Ja mu na to, że mąż nie ma tu nic do rzeczy, potrzebuję lodówki. On swoje – musi być mąż.

large7WIECZORY I RANKI
Dla Joli

         Zuzanna raz jeszcze ogląda szklanki pod światło. Dzisiaj znowu bardzo się postarała. Tylko ten haftowany, babciny obrus, bladoróżowe talerze i kryształowe kieliszki zapowiadają wieczór szczególny. Jeszcze świece, dużo świec, a na środku wazon na kwiaty. Bo na pewno przyniesie kwiaty. Po namyśle Zuzanna wybiera fajansowy dzbanek z wyszczerbionym uchem. Uśmiecha się na wspomnienie tego wieczoru, kiedy rzuciła w niego tym dzbankiem, a on się uchylił. Róże rozsypały się po całej podłodze, dywan zalała woda, a B na klęczkach zbierał te kwiaty zębami i układał je przed nią, z miną zbolałego psiaka. Kochali się potem na tym mokrym dywanie i na tych różach.

AFRYKA UDOMOWIONA
23266 vanderbijlpark locator mapNasz nowy dom
                    Część druga

Po miesiącu spędzonym w luksusowym hotelu, z dywanami, których włos sięgał nam do kostek, a dzieci dostały własny pokój i własną pokojówkę, w końcu przenosimy się do własnego domu. No nie całkiem własnego, bo jest to dom korporacji, w której pracuje mój mąż, czujemy się cudownie. Tak długie oczekiwanie spowodowane było faktem, że w przewidywanej dla nas dzielnicy, wszystko było zajęte. Apartheid ma różne oblicza. To nie tylko segregacja rasowa. W mieście białych, gdzie wydawać by się mogło, że wszyscy jesteśmy tacy sami, wcale tacy sami nie byliśmy. Miasto podzielono na dzielnice, w których – to nie żart – zamieszkiwało się według wykształcenia i zawodu.

AFRYKA UDOMOWIONA

30aW nieznane
                     Część pierwsza

   Po dwóch latach spędzonych w Rzymie – swoistej „poczekalni”, kiedy już było pewne, że wyjeżdżamy do RPA, mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony, zniecierpliwienie i podekscytowanie, z drugiej lęk, jaką przyszłość nam przyniesie ten odległy i obcy kontynent.

aniolOczekiwanie

Cichutko u sąsiada gra kolęda za ścianą. Może już coś wiedzą? Może już tam jest? A u nas dopiero biały obrus się kładzie, brzęczą srebra, zapalają świece. Drzwi szafy uchylają się nietaktownie skrzypiąc. Muszą w końcu wypuścić uwięzione suknie i białe koszule. Czarne lakierki wystukują rytm na wyświeconych podłogach.

imagesSzanowna
Pani Dudzikowa,

   Właściwie nie wiem dlaczego tak Panią tytułuję, ponieważ w pierwszych słowach mego listu pragnę zaznaczyć, że wcale Pani nie szanuję. W taki sposób jednak rozpoczynają listy osoby kulturalne, a ja, droga Pani, do takich się właśnie zaliczam.
Zacznę od początku, czyli od dnia, w którym pan Dudzik, skąd inąd bardzo miły człowiek, ożenił się i sprowadził Panią do naszego bloku. Tu, proszę Pani zawsze mieszkali tylko bardzo przyzwoici ludzie. My wszyscy teraz musimy znosić Pani sąsiedztwo, ale tylko ja postanowiłam do Pani napisać, bo ja odwagę cywilną mam.

TELEFON

   Jakub telefonów nienawidzi. Wszystko, co w jego życiu mogło się spieprzyć, spieprzyło się przez telefon. Prawdopodobnie już wtedy, kiedy się urodził, wykończając przy tym matkę, głosik położnej oznajmił ojcu przez telefon; gratuluję, ma pan syna! Potem jak ojciec miał wypadek, sąsiad zadzwonił z informacją, że chyba widział ich samochód w rowie, do góry kołami, strasznie zmasakrowany. Jakub miał wtedy 12 lat. Oddali go ciotce na wychowanie, a ona zupełnie sobie z nim nie radziła. Jakubie, Jakubie, co z ciebie wyrośnie? Słyszał to bez przerwy i sam się nad tym raz, czy dwa zastanawiał. Ciotka odbierała niezliczone ilości telefonów ze szkoły, a jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. W końcu go z niej wyrzucili. Uciekł wtedy na dwa tygodnie, ale zadzwonił do ciotki, żeby się o niego nie martwiła.

ŚDM - czyli, jak Kraków stanął na głowie

sdm bulgByła taka piosenka  – „Na starym rynku w Krakowie domy stanęły na głowie i zatańczyły raz dwa trzy, a ptaszek siedzi i patrzy...
Na kilka dni, kiedy prawie wszyscy znajomi i przyjaciele postanowili uciec przed apokaliptyczną wizją nieokiełznanej hordy pędzącej przez Kraków w religijnej ekstazie, ja przycupnęłam na mojej bronowickiej wieży jak ten ptaszek, oczekując najgorszego.

blog post 834ca5d421413f02ed14cc189430b930PIEKŁO – NIEBO

Jeszcze jeden taki przechył a wszyscy wylądujemy w wodzie – pomyślał Adil, kurczowo zaciskając dłoń na drewnianej ławce. Drugą ręką próbował utrzymać na pasku Basima, swojego siedmioletniego synka. Podmuchy wiatru stawały się coraz gwałtowniejsze, a fale coraz wyższe. Basim – paradoksalnie po arabsku znaczy Uśmiechnięty. Jego syn prawie nigdy się nie uśmiechał. Gdy zamordowali mu matkę był jeszcze malutki, więc prawie jej nie pamięta. Całe jego życie to groza wojny, ciągłe ucieczki i strach. Adil swój dom odbudowywał trzy razy. Trzy razy go zbombardowali. Za pierwszym zginęła Tahira, potem robił to już tylko dla Basima.

B W Linke WiaduktNiepokój

Żyjemy w epoce niepokoju. Osaczeni przez karierę, szefów i korporacje nieustannie udowadniamy swoją użyteczność. Pracownik niepewny jutra stara się bardziej. Napastowani przez banki i zaciągnięte kredyty boimy się wyjechać na wakacje. Stopy procentowe, kurs franka, niepewność zatrudnienia powodują ból głowy, krótki sen, pełen koszmarów. Ludzie zżerani przez niepokój, to doskonali pracownicy i konsumenci. Wszyscy chcą, żebyś się niepokoił. Od dyktatorów mody – „nie wiem co na siebie włożyć, Lidka na pewno przyjdzie w czymś wystrzałowym”, po koncerny farmaceutyczne, tak bardzo troszczące się o nasze zdrowie.

eVXF3x4Peron

Pociąg miał już spore opóźnienie, a właśnie zapowiedziano kolejną godzinę. Dziewczyna w megafonie śmiesznie przeciągała końcówki. A dykcja! Skąd oni je biorą! Główny dworzec w stolicy, a te dalej - Piętnasta czydziści czy. Z peronu czeciego. W pewnych kwestiach nic się tutaj nie zmieni – pomyślałeś, jednocześnie zastanawiając się co ze sobą zrobisz przez następną godzinę. Słońce powoli zachodziło i oblizywało ciepłym jęzorem tę twoją całkiem przystojną twarz z trzydniowym zarostem. Przymknąłeś oczy i postanowiłeś że nigdzie się stąd nie ruszysz. Jakoś wytrzymasz. Nagle z zamyślenia wyrwał cię natarczywy, piskliwy głosik tuż przy uchu. Kupi pan różę?

REMONT

Gosia przybiegła jak zwykle spóźniona i już od progu wykrzykiwała, jak to ja sama nawet nie wiem, jak mi jest dobrze i nie doceniam spokoju w jakim żyję. Nie to co ona, z budowy na budowę, stresy, problemy, kłopoty i wszystkie plagi egipskie, których życie od dziecka jej nie szczędzi. Jeszcze dobrze nie zdążyłam buzi otworzyć, żeby się przywitać, a już przytłoczył mnie ciężar poczucia winy, z jakiegoś tylko Gosi znanego powodu.
Bo Gosia to jest instytucja. Góralka z Krynicy, pięćdziesięcioparoletnia matka dwóch dorosłych synów. Nigdy nie miała męża, szkół ani zawodu, ale dzielnie i z ogromną determinacją wychowywała tych chłopców sama, w nadziei, że będą mieli kiedyś lepsze od niej życie. Imała się różnych zajęć; wzięła w ajencję uzdrowiskową kawiarnię – nie wyszło. Sprzedawała w Krynicy buty, meble i handlowała czapkami . Na koniec postanowiła spróbować szczęścia w Krakowie, bo taka Krynica, to na Gosię, jak sama stwierdziła, zbyt mały format. Zaczęła od razu ambitnie, od handlu nieruchomościami, ale i to przynosiło marne rezultaty.

a swiateczne porzadki wygladaja takWszystko w porządku

Wszystko w porządku
Chyba z rozsądku, bo wbrew naturze
Liczby i wzory i gwint na rurze
Rzucik i szlaczek, kropki i kreski
Paski, kwadraty małe i duże.

WYZNANIA CHOINKOWEGO ANIOŁKA

Aniol w fartuszkuJestem już stary.

Właściwie to czasem mi głupio, że wciąż wyglądam na małą dziewczynkę ze skrzydełkami, na dodatek w niebieskiej sukience. Już mi ten strój nie pasuje. Włosy wyleniałe, skrzydła wyleniałe, a ja wciąż z tym przylepionym uśmiechem udaję, że nic się nie zmieniło. Oni tak chcą. Chcą, żeby Święta były zawsze magiczne, radosne i takie, jak pamiętają z dzieciństwa. Wisiałem, a pamięć wciąż mi dopisuje, jeszcze u starszych państwa, czyli dziadków moich dzisiejszych właścicieli.

Ach, jakie wtedy bywały Święta!

SEN

Nie mogę znaleźć paszportu. Gdzieś tu musi być, albo go zgubiłam. Ale przecież miałam go zawsze przy sobie. A teraz nie mam. Zostało mało czasu, a ja jeszcze powinnam odebrać bilet na samolot. Nie pamiętam jak dojechać do tego biura, nie biura. W końcu jest budynek, cały z betonu. Wbiegam do środka. To właściwie wielka hala z mnóstwem schodów i korytarzy. I okienek. W jednym z nich trzeba odebrać ten bilet, ale nie pamiętam w którym. Może tam mają mój paszport. Które to było piętro, które schody? Samolot zaraz odleci beze mnie. To może statkiem? Tam też będą chcieli jakieś dokumenty, bilet. W porcie stoi łódź podwodna. Cała zielona, a dziób ma z przezroczystego szkła, żeby można było w czasie rejsu oglądać życie pod wodą. Proszę marynarza o zimnych, stalowych oczach, żeby pozwolił mi płynąć. Nie odpowiada, tylko kiwa głową w geście odmowy. Zawstydzona schodzę z trapu, ale kątem oka zauważam, że się odwraca, więc wślizguję się z powrotem do łodzi i skulona chowam za siedzeniem jakiegoś pełnoprawnego pasażera. Jak ja mu zazdroszczę! Kucam przy oknie i widzę te podwodne cuda. Nagle uświadamiam sobie, że nie wiem gdzie płynie ten statek. Już za późno, właśnie odbija od kei. Nie wiem, czy zobaczę jeszcze dzieci. Strach i bezsilność.

MERAVIGLIOSO SUD
-
czyli, co mnie rozśmieszyło i co zachwyciło na południu Włoch

Italy To miała być podróż sentymentalna. Okazało się, że jest inaczej, a jednak tak samo. Rzym się nie zmienia. Ma czas. Tysiąc trzysta lat, nasze dwadzieścia osiem, co za różnica. Przyjechaliśmy tu trochę jak do siebie. Nie zadziwił nas niczym i nie zachwycił. Jest trochę głośniejszy, ma lepsze i coraz mniejsze samochody, ale dziewczyny wciąż zarzucają rozpuszczonymi włosami i tak jak kiedyś, śmieją się zbyt hałaśliwie. Nic nas nie zaskakuje.

Temat:  Próba interpretacji ulubionego wiersza

Z ZIMNĄ KRWIĄ

Jestem przeciwna interpretacjom, dla złagodzenia – próbom interpretacji, czy analizom poezji. To trochę tak, jakby spróbować interpretować gwiaździste niebo, albo biedronkę na liściu truskawki. W moim odczuciu, takie zabawy intelektualne są niczym innym jak wyrafinowanym morderstwem, z pewną dozą okrucieństwa. Można poezję udusić, zabić, przekłuć jak tęczową mydlaną bańkę, lub rozczłonkować na czynniki pierwsze, a potem zgrabnie spreparować. To całe dociekanie, co autor miał na myśli, wielokrotnie już pokazało, że w arogancji nieomylności, łatwo o nadinterpretację i zgoła inną prawdę zawartą w wierszu. Pewną ręką i z pełnym przekonaniem, w każde zdanie i słowo, z zimną krwią zatapiamy ostrze rozumu. A poezja nie jest do rozumienia.

Co przyniesie przyszłość ?

Nad tym pytaniem nie zastanawiają się tylko durnie, buddyści, stoicy i ortodoksyjni chrześcijanie. Tym pierwszym jest wszystko jedno, ci drudzy powtarzają utarty frazes: co będzie, to będzie. Przyszłość składają w ręce Boga lub przeznaczenia, ufnie zakładając, że i tak nie mają na nią wpływu. Ale przecież jesteśmy ciekawi. Robimy plany, mamy marzenia. Od początku dziejów ludzie chcieli znać swój los. Przyszłości szukali w gwiazdach, fusach, szklanych kulach i kartach. Władcy, od faraonów, kapłanów, po królów, nie podejmowali ważnych decyzji i działań bez konsultacji z zaufanym wróżbitą.
I my, choć z lekkim przymrużeniem oka, z chęcią czytamy horoskopy i dłonie. Co będzie? Chcemy wiedzieć co będzie. I choć istnieje powiedzenie, że jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, to rób plany na jutro, my wciąż mamy nadzieję, że jutro nadejdzie i będzie lepsze niż wczoraj i dzisiaj. Wzbijamy się w przestworza i spadamy zdezorientowani i otumanieni, jak ptak, co uderzył w okno. Wbrew rozsądkowi i wiedzy o przemijaniu, podnosimy się znów do lotu, wierząc w lepszą przyszłość, jak nie na tym, to na innym świecie.


Anna Okrzesik

lustroLUSTRO

Pękło z bezsilności. Albo ze wstydu. Proste, łazienkowe, całkiem zwyczajne lustro rozpadło się któregoś dnia na tysiąc kawałków. Nikt nie rozumiał jak to się mogło zdarzyć. Ojciec codziennie rano przy goleniu oglądał w nim dokładnie swoją niemłodą już, ale mocno naznaczoną czasem i wypitym oceanem wódki twarz. Ciekawe czy mu się podobało to co widział. Te przerzedzone włosy, mocny, kwadratowy podbródek, ogromny mięsisty nos i fałdy czerwonych policzków, znad których spoglądały stalowoszare, zimne i bez wyrazu oczy. Matka, udręczona, wiecznie zatroskana o rodzinę kobieta, co rano wklepywała przed lustrem niezliczone ilości francuskich kremów, maseczek i pudrów, jakby one mogły jakoś przykryć ten strach, że to się kiedyś skończy, albo że się nigdy nie skończy. Jeszcze siostra. Ona korzystała z niego najczęściej. Zostawały potem te ślady szminki, zacieki fluidu, trochę tuszu gdzieś w dolnym rogu, a wszystko po to, by zrobić wrażenie na kolejnym chłopaku. Wielu ich było, zbyt wielu...

małpy2EKSPERYMENT

Jeśli tematem naszych rozważań ma być „najstarszy zawód świata”, to w pierwszym momencie skojarzenie mamy wszyscy to samo i bardzo jednoznaczne. I co ciekawe, jeśli temat ten mają zgłębiać mężczyźni, najczęściej odpowiedziom towarzyszy co najmniej protekcjonalny i szeroki uśmiech, lub rubaszny rechot niezachwianej pewności. Z kobietami rzecz ma się zgoła (nomen-omen) inaczej. Kobiety za wszelką cenę próbują jeszcze udowodnić, że na początku znanej nam cywilizacji istniały zawody, które mogłyby pretendować do miana najstarszych. I tu padają takie oto zajęcia jak budowniczy, rolnik, myśliwy czy też rybak. Co bardziej błyskotliwe próbują obejść ten, jakże niewygodny dla nas temat, stosując dowcipny zabieg językowy w postaci „zawodu miłosnego”. Żadna z nas nie chce bez walki dopuścić do siebie tej myśli, jakże krępującej, że to jednak mogła by być prostytucja.

starszypanSAMOTNOŚĆ

Nie mają sobie nic do zarzucenia. Przecież zawsze chcieli dobrze. Dlaczego nikt ich nie rozumie?! Poświęcili przecież tak wiele. Często marzenia, karierę, osobiste szczęście, a mimo to nikt nie okazuje wdzięczności. Tyle już przecież przeżyli, mają doświadczenie. Dlaczego nikt ich nie pyta o radę? Przecież są mądrzejsi. A że tacy krytyczni? Mają prawo, przecież są starsi, a szacunek należy im się niejako z urzędu. Dlaczego zatem dzień spędzają sami, w fotelu nad krzyżówką, pasjansem lub z rodziną zastępczą telewizyjnego serialu? Dlaczego są tacy samotni ?

oczy1TWARZE

Pociąg powoli wtacza się na peron. Kłębiący się, rozgorączkowany tłum już gotuje się do szturmu. Pierwszy dzień wakacji co roku na wszystkich dworcach wygląda tak samo. Istne szaleństwo. Przepychanki, wyzwiska, awantury. Byle zdobyć miejsce siedzące, byle wejść, wepchnąć się na początek, potem jakoś będzie. Czerwone, nabrzmiałe twarze, spocone karki i mokre posklejane włosy. To nie ważne. Ramiona muszą być mocne, a łokcie sprawne.
- Pani uważa z tą torbą! No i gdzie się pcha?!  Pełne nienawiści spojrzenie zawisło jak czarne ptaszysko nad głową Agaty. – Nie widzi, że człowiek starszy i wejść musi?

Casanova z miasta Głogów

Casanova z miasta Głogów
nie był wolny od nałogów.
Palił, pił i żonę zdradzał,
na wieczorne schadzki chadzał.
Matki córki ukrywały,
same też się strasznie bały.
Nawet babki, te starszawe
miały stracha i w obawie
przed nałogiem jego niecnym
przerabiały, przedłużały
wszystkie co mniej skromne kiecki.

schwartz chDiabelnie trudny temat - pomyślałam zabierając się do pisania. Lecz w tym samym momencie, pewien jegomość nikczemnej postury, który od pewnego czasu siedzi na moim ramieniu, szepnął mi do ucha; masz rację, pomyśl tylko, kto jest najbardziej czarnym charakterem, jakiego można sobie wyobrazić?  Napisz o mnie!
I w taki oto sposób przeczytawszy wszystkie dostępne mi materiały, postanowiłam opowiedzieć nieco o tej pokracznej, występnej i wrednej kreaturze.

Diabeł pojawił się na długo przed kulturą średniowieczną, a nawet antyczną. W wierzeniach ludów pierwotnych przedstawiany jest jako przyczyna kosmicznego zła i wszelkich niepowodzeń, przejawiająca się w ciągłej walce ze światłem. Te same postacie występują zarazem jako duchy piekielne jak i umarli powracający w kształcie zjaw.

WSPOMNIENIE

Była moją przyjaciółką. Wiele lat temu pojawiła się w naszym domu i już w nim została. Właściwie wszyscy z miejsca ją pokochali. Za łagodność, dobroć i ten spokój, który ze sobą wniosła. W większości spraw rozumiałyśmy się bez słów. Nie to, żeby się ze mną zawsze zgadzała. O, nie, miała charakter i czasem bywała okropnie uparta. Jakoś zawsze udawało nam się jednak wyjść z każdego impasu. Potrzebowała bliskości naszej rodziny tak bardzo, że wywoływało to w nas niezmiennie falę wzruszeń, zwłaszcza gdy siadała nieruchomo na brzegu fotela w salonie i milczała. Tak, była bardzo nieśmiała i na swój sposób taktowna. Doskonale pamiętam, jak starała się zawsze bronić słabych i delikatnych. Sama z resztą była delikatna. Dzieci uwielbiała.

bialy-  A co myślisz o białym?  - spytał pierwszy.
-  Nic nie myślę. Ja nawet nie wiem, czy biały to już kolor, czy jeszcze nie. Może to takie puste miejsce do zapełnienia. Malarz staje przed białym płótnem, pisarz przed białą kartką. Nie znam się, ale biały to chyba oczekiwanie, niewiadoma... Przecież są białe plamy w historii... i białe miejsca na mapach. A ty co, sądzisz, że to kolor? To przecież absurd. – spojrzał na przyjaciela z lekkim rozbawieniem – przekonaj mnie, że jest inaczej.
Uwielbiali tę zabawę, może grę, odkąd pamiętają. Wybrać jakiś temat, najlepiej uniwersalny, ponadczasowy i sprzeczać się i spierać tak, żeby w końcu ich gorące umysły zaczęły dymić. Ale to był twórczy dym i z niego nigdy nie było ognia. Ot, takie przekomarzanki. Na serio się przecież nie kłócili. Dziś miało być podobnie.

WAGARY

Moja przygoda z wagarami zaczęła się bardzo wcześnie. I ze wstydem muszę przyznać, iż mimo wyraźnych znaków, które dawała mi opatrzność, żebym jednak nie szła tą drogą, nikt i nic nie mogło mnie powstrzymać przed tym dreszczem emocji, który zwykle towarzyszy sprawom zabronionym.
Zaczęło się więc - jak już wiecie - wcześnie. W drugiej klasie szkoły podstawowej, rodzice z powodów bliżej mi nie tłumaczonych, a prawdopodobnie związanych z ich rozwodem, wysłali mnie na rok do ciotki, mieszkającej w Częstochowie. A tam było prawdziwe życie!

SZCZĘŚCIE
Szczęście? Szczęście? Szczęście jest tylko muszką złotą. - To cytat z pewnego wiersza czeskiego poety.
Moje szczęście, to pory roku, zapachy, kolory i dźwięki. I stan mojej duszy, na który to wszystko się składa.
Choćby ta jesień. Taka dorodna, syta i leniwa ostatnim ciepłym słońcem. Wybarwiła mój świat, od szarego źdźbła trawy, po czubek czerwonego liścia. A skoszona trawa pachnie erotycznie. Pomiędzy gałęziami pajączek powolutku rozwija nić, pełną srebrnych koralików porannej rosy. Sok owoców ścieka mi po brodzie, gdy tak idę ścieżką przez zagony, ze zdyszanym, niecierpliwym psem przy nodze. To pewnie jest szczęście...

Mój magiczny Kraków

Jeszcze jeden spacer po mieście.
Jeszcze trochę dnia, zaczym słońce zajdzie.
Przez gwarne ulice do samego serca cię zaprowadzę.
Widzisz, to Rynek, roześmiane kwiaciarki,
maszkarony z Sukiennic szczerzą do nich zęby.
Tu gdzie mistrz Ildefons zasiadał w dorożce
wciąż dzwonią kopyta, sypiąc iskry jak gwiazdy.
A przechodnie głowy zadzierają.

Moja Polska jest kobietą.

Czasem kapryśną, często egzaltowaną.
Wrażliwa, bystra, wierzy w Boga, ale i w teorie spiskowe.
Wtedy lubi się kłócić.

Moja Polska idąc przez życie spuszcza wzrok. Niepewność?
A przecież dużo osiągnęła... Jest bardzo ambitna. Trochę znerwicowana.
Ma dobre, mocne serce.
Biega wszędzie, gdy słyszy wołanie o pomoc.

Recenzje filmowe

recenzje8Nebraska, USA 2013
Film Alexandra Payne’a to wielkie małe kino, które śmiało może rywalizować z najlepszymi produkcjami ubiegłego roku. Pozornie prawie statyczny, czarno – biały film drogi, dzieje się gdzieś między Montaną, gdzie mieszka rodzina głównego bohatera - Woody’ego Granta (znakomita rola Brusa Dern’a) a miastem Lincoln, dokąd Woody wybiera się z ogromną determinacją, odebrać milion dolarów, wygrany na loterii.

Mój Kraków bez makijażu

Dorastałam z moim Krakowem w tych samych czasach. Obydwoje przechodziliśmy przez burzliwe okresy dziejów i ani w głowie nam było poprawiać urodę. Mnie nie pozwalali się malować rodzice, jemu władze. Różnica była tylko w higienie. Ja musiałam się codziennie szorować, jego brud i zapach nie przeszkadzał nikomu. No, może nie całkiem nie przeszkadzał, ale jakoś dawało się z tym żyć. Przyzwyczailiśmy się trochę do tej wszechobecnej szarości, nijakich ulic i ciężkiego powietrza. Dziurawe płyty chodników, popękane, obłażące ze skóry tynku kamienice, zatęchłe podwórka i klekot stareńkich tramwajów na wysłużonych szynach. A pomiędzy tym wszystkim zielona wstążka plant.

Stereotypy - moja kochana teściowa

Jak długo można patrzeć na teściową? - Aż szczerbinka dokładnie pokryje się z muszką.
Albo taki; Ile teściowa powinna mieć zębów? - Dwa. Jeden, żeby nim piwo otwierać, a drugi, żeby ją bolał.
Badania wykazały, że 2 na 5 synowych ma niestety, fatalne relacje z matkami swoich mężów A jeśli trafi nam się jeszcze, co nie daj Boże jedynak, sytuacja zaczyna być naprawdę groźna. Taka teściowa gotowa nam się do małżeńskiego łoża w noc poślubną wślizgnąć, bo synek ma katar i trzeba mu nosek często wycierać.

Moje niespełnione, wymarzone wakacje

cza1 Serce wzięło górę nad rozsądkiem. Wydałam ostatnie oszczędności, żeby kupić ten bilet.
Z resztą, rezerwacje zrobiłam już dwa lata temu, ale kolejka chętnych do podróży sprawiła, że czas oczekiwania znacznie się wydłużył, a na bilet od konika po prostu nie mogłam sobie pozwolić. W końcu 15 000 dolarów za dwa dni wakacji to kawał grosza, ale podróż w czasie warta jest wszystkie pieniądze.

 

BURZA

Osoby:   Kucharz, Biała dama, nieślubne dziecko
Miejsce akcji:   Willa Decjusza

bialadama2 Kolejny raz ziemia zatrzęsła się po uderzeniu pioruna. Ołowiane chmury przewalały się przez rozdzierane błyskawicami niebo, a krople deszczu głośno waliły o dach i parapety Willi. Drzewa targane wichurą jęczały uginając się pod naporem gwałtownych podmuchów.
W całej Willi nie było osoby, która by spała w tą upiorną noc. Atmosfera grozy, trzaski łamiących się konarów i łomot niedomkniętych okiennic doprowadzały wszystkich do obłędu.

Zodiakalny Bliźniak  -  Być jak Angelina Jolie

blizniaki  Angelina Jolie, właściwie Angelina Jolie Voight, sławna córka aktora – Jona Voighta urodziła się 4 czerwca w Los Angeles w Kalifornii jako zodiakalny Bliźniak. Nie wiem czy jest typową przedstawicielką mojego znaku, być może tak, bowiem wielu bardzo znanych i utalentowanych aktorów, muzyków, pisarzy i innych ludzi parających się sztuką, urodziło się właśnie w tym znaku. Ona jednak należy do tych, których podziwiam i obserwuję z nieustannym zachwytem.
Niby miała łatwiej; talent po rodzicach, przetarte ścieżki, koneksje w świecie filmu i duże pieniądze. Karierę zaczęła bardzo wcześnie, jako 6-letnia dziewczynka zagrała swoją pierwszą rolę u boku ojca.

Joomla Template - by Joomlage.com